Kącik fana

Dragon Ball

KLUB FANA
-
FANFICE -- DRAGON BALL AZ -- DARK KAIOSHIN SAGA -- CZĘŚĆ II -- ROZDZIAŁ XXXVII
Dragon Ball AZ
Dark Kaioshin Saga
Część II: Wróg
Rozdział XXXVII - Doskonała forma Super-Saiyana

       Vegeta z pobłażaniem popatrzył na swego przeciwnika.
       – Dam ci fory – powiedział. – Możesz zaatakować pierwszy, ale tylko raz.
       – Zbytek łaski – odpowiedział tamten, przyjmując pozycję do walki. – Ale dziękuję, nie omieszkam tego wykorzystać.
       W tym momencie Redinn zdematerializował się, pojawił tuż przy Vegecie i uderzył go potężnym podbródkowym. Kiedy zaś książę bezwładnie poleciał w powietrze jego przeciwnik w obu rękach skoncentrował Ki i posłał w jego kierunku potężną falę energii.
       Redinn jednak błędnie założył, że jego pierwszy cios ogłuszy Vegetę, a tak się nie stało. Lekko tylko zamroczony Saiyan uniknął strumienia Ki i rzucił się na przeciwnika. Obaj wojownicy zniknęli ze swych miejsc, zaczynając walczyć zbyt szybko by było to widoczne dla zwyczajnych śmiertelników, pojawiając się na ułamki sekundy tu i ówdzie. W pewnym momencie Vegecie jakby znudziła się ta zabawa i blokując cios przeciwnika wyprowadził jednocześnie potężne kopnięcie z półobrotu. Redinn po krótkim locie po skosie uderzył w jakiś budynek i wbił się głęboko w jego fundamenty. Moment później z miejsca jego lądowania wystrzelił niewielki, wąski, ale bardzo szybki promień Ki, którego Vegeta uniknął raczej dzięki szczęściu niż szybkiej reakcji. Budynek, w który wpadł Redinn eksplodował, a on sam uniósł się w powietrze i zmierzył Vegetę wzrokiem.
       – Jak widzę nie mam do czynienia z byle kim – powiedział.
       – Ja na razie nie mogę czegoś takiego stwierdzić – odparł książę.
       Redinn zmarszczył tylko brwi i błyskawicznie wyrzucił przed siebie prawą dłoń. Z jego palca wskazującego wystrzelił podobny do wcześniejszego, wąski, acz skoncentrowany strumień Ki, który trafił Vegetę prosto w twarz nie eksplodując, ale odrzucając go bezwładnie do tyłu.
       Redinn zdematerializował się i pojawił za przeciwnikiem, kopniakiem posyłając go niemal pionowo w górę. Ponownie skoncentrował się i posłał za księciem falę Ki. Tym razem Vegeta nie był w stanie jej uniknąć.

       Ch'nul i Brolly rzucili się na siebie, nie odrywając się od ziemi. Dwaj wojownicy starli się potężnie jak dwa buldożery. Zapierając się z całej siły nogami jeden próbował przepchnąć drugiego i tym samym udowodnić przewagę siły. Podłoże zaczęło się odkształcać od wyzwalanej energii.
       Przez chwilę panowała równowaga, najwyraźniej ich siła była podobna. Ch'nul jednak był niski i krępy, a Brolly w swej normalnej formie wysoki i raczej szczupły, dlatego też zielony kosmita zaczął zyskiwać nad Saiyanem przewagę.
       – Wyraźnie słabniesz... – wycedził z wysiłkiem Ch'nul – ...czuję to.
       Brolly ryknął wściekle, ale to niewiele mogło mu pomóc, po chwili został odepchnięty przez przeciwnika i na moment stracił równowagę. Ch'nul posłał za nim Kiaiho, niewidzialną falę Ki, co wyglądało jakby Brolly'ego trafił podmuch wiatru, a raczej huraganu, gdyż trafiony Saiyan bezwładnie uderzył w stojący za jego plecami budynek.
       – He, he, żałosny jesteś – rzucił Ch'nul.
       Brolly w odpowiedzi rzucił w niego Ki-blastem, który Ch'nul bez wysiłku odbił.
       – To miał być atak Ki? Kto cię ich uczył? – zadrwił Ch'nul.
       Legendarny Super-Saiyan nie odpowiedział, tylko ruszył na przeciwnika charakterystycznie dla siebie unosząc się tuż nad ziemią. Zbliżył się i zaatakował prawym sierpowym. Ch'nul złapał jego rękę i rzucił Saiyanem w jakiś budynek.

       Saladin unosił się w powietrzu kilkanaście metrów przed podobnie lewitującym Tseafkrabem. Wpatrywali się w siebie w milczeniu.
       "Jak zwykle mam pecha" – pomyślał Saladin. – "Z tym gościem chyba nie da się pogadać".
       – Gotów do walki? – zapytał Saiyan, przeciwnik nadal milczał.
       Brat Vegety na skauterze wyraźnie widział, że ten tutaj był najsłabszy z całej trójki kosmitów, miał jednak złe przeczucia.
       – Jak chcesz! – krzyknął w końcu Saladin, rzucając się na przeciwnika.
       W tym momencie Tseafa otoczyła kolorowa poświata energii. Nie dało się tego nazwać aurą, gdyż coś było to coś w rodzaju energetycznej obwódki wokół jego postaci. Saladin nawet bez skautera poczuł Ki jaką emanował jego przeciwnik.
       W tym momencie stracił kontrolę nad lotem.
       Saladin bezwładnie poleciał w górę, a następnie prosto w dół. Z ogromną prędkością wbił się w podłoże wyrzucając w powietrze fragmenty asfaltu.
       "Co się dzieje?" – zapytał siebie w duchu. – "Przecież on się nawet nie ruszył z miejsca... Mam tego dość!"
       Chwilę potem Saladin na pełnej prędkości wyleciał z dziury, którą wybił w podłożu. Sylwetka jego przeciwnika rosła w jego oczach bardzo szybko w miarę jak się do niego zbliżał.
       Nie zdążył.
       Znajoma poświata otoczyła Tseafkraba i Saladin ponownie stracił panowanie nad swym własnym ciałem. Saiyan poleciał po łuku, przebijając się przez kilka budynków, a następnie, równie bezwładnie, poszybował w kierunku swego przeciwnika. Tseaf także ruszył w jego kierunku i w momencie gdy się mijali wyprowadził w twarz Saiyana potężny prawy prosty.
       Cios wzmocniony dodatkowo szybkością obu walczących zgruchotał Saladinowi nos. Brat Vegety spadł bezwładnie na podłoże, najwyraźniej tracąc przytomność.

       – Pychotka! – powiedział Goku, pochłaniając kolejną porcję ryżu, jedzenie w Sali Ducha i czasu było dość monotonne, ale dla Saiyanów zawsze bardziej liczyła się ilość niż jakość.
       Goten jadł niewiele. Nie miał apetytu. Nie było to dziwne biorąc pod uwagę ilości Senzu, które dzisiaj pochłonął.
       – Nie jesz? – zapytał jego ojciec, Goten przecząco pokręcił głową. – Czy mogę zjeść twoją porcję?
       Goten podsunął mu talerz i wpadł w lekką zadumę.
       – Tato... zastanawiałem się, czy...
       – Tak? – zapytał Goku, nie przerywając posiłku.
       – Zastanawiałem się, czy uda nam się obronić ziemię. Ten Edge był naprawdę potężny... Wiem, że Vegetto pokonał go, więc w razie czego będzie to mógł zrobić drugi raz, ale...
       – Vegetto go nie pokonał – powiedział Goku. – Przegrał.
       – Co!? Ale...
       – Wiem. Musisz go zrozumieć, jest Saiyanem dumniejszym od Vegety. Nic dziwnego, że nie przyznał się do porażki. Może nawet sam uwierzył, że wygrał.
       – Nie wiesz tego na pewno?
       – Wiesz jak to jest z fuzją. Pamiętasz niektóre rzeczy, ale inne nie.
       – Racja – przyznał Goten.
       – Poza tym to był ostatni występ Vegetto. Ja się nie zgodzę na jego ponowne stworzenie, a Vegeta tym bardziej.
       – Co? Dlaczego?
       – Saiyańska duma, synu... Przy okazji, podsunąłeś mi pewien pomysł, później ci o nim opowiem.
       – Ale tato. Jeśli ty i Vegeta nie wykorzystacie więcej fuzji to niemal na pewno przegramy! Nie zdołamy się aż tak wzmocnić, niezależnie od tego ile będziemy trenować!
       – Wiem. Cała nadzieja w naszych saiyańskich zdolnościach.
       – Co masz na myśli?
       – Nie zastanowiło cię ostatnio coś dziwnego w Pan?
       – Niby co? To, że zmieniła się w Super-Saiyankę?
       – Raczej to, że cały czas jest Super-Saiyanką.
       – No tak... Czy to ma znaczenie?
       – Poziom SSJ utrzymujemy świadomie, więc tracimy go gdy jesteśmy nieprzytomni lub śpimy. Ona nie. Podczas pierwszych przemian każdy Super-Saiyan bardzo źle się czuje. Pan nie zauważyła różnicy, oczywiście poza tym, że stała się silniejsza.
       Goten pokiwał głową i spojrzał na ojca pytająco.
       – Kiedy ja i Gohan opuściliśmy tę salę także doskonale panowaliśmy nad formami SSJ, jednak nie aż tak dobrze jak ona. Przypuszczam, że Pan osiągnęła doskonałą formę SSJ.
       – Doskonałą formę SSJ? – powtórzył Goten. – Że co?
       – Nie traci energii. Nie ma aury. Cała jej moc jest skoncentrowana w niej i gotowa do wykorzystania.
       – To brzmi bardzo ciekawie – przyznał Goten.
       – Co więcej, przypuszczam, że możliwe jest osiągnięcie doskonałego SSJ2 i SSJ3.
       – Skąd ta pewność?
       – Jako Vegetto z Vegetą otarliśmy się o doskonałe SSJ3. W końcówce walki z tą Sagger... Dysponowaliśmy wtedy ogromną mocą, ale tylko przez moment. Teraz mam zamiar opanować to lepiej.
       – Myślisz, że i mnie się uda?
       – Nie wiem, synu. Jesteś tylko półkrwi Saiyanem. Przypuszczam, że raczej nie osiągniesz SSJ3... Uwierz mi jednak, że może to i lepiej. Spróbuj jak najlepiej wykorzystać moc drugiego stopnia Super-Saiyana, opanowanie SSJ3 jest bardzo trudne i nie wiem czy mi się uda.
       Goten pokiwał głową w zamyśleniu. W końcu powiedział:
       – Czy myślisz, że Vegeta mógłby opanować doskonałe SSJ3?
       Goku uśmiechnął się.
       – Przypuszczam, że jest na granicy, a już na pewno znacznie bliżej niż ja – powiedział.
       – Naprawdę? – zdziwił się Goten. – Mówisz poważnie?
        Jeśli skończyłeś jeść, to wracamy do ćwiczeń...

       Eksplozja zabarwiła okolicę na pomarańczowo. Vegeta wypadł z niej pionowo w dół i uderzył w podłoże. Nie miał dość impetu by wbić się choćby na centymetr.
       – Coś szybko padłeś – powiedział Redinn. – A myślałem, że taki z ciebie kozak.
       Vegeta otworzył jedno oko i strzelił w niego Ki-blastem. Kosmita uniknął, dematerializując się i pojawiając metr dalej.
       – Nadal fikasz? – Redinn wystrzelił kolejny strumień Ki z palca wskazującego. Pocisk uderzył w miejsce, w którym leżał Vegeta, jednak samego księcia już tam nie było. Pojawił się za przeciwnikiem kopiąc go z półobrotu w kark. Niebieskoskóry wojownik poleciał w kierunku podłoża, wyhamowując na tyle by zdołać miękko odbić się od podłoża. W powietrzu obrócił się i wystrzelił na oślep kilka Ki-blastów. Żaden z nich nie trafił, gdyż Vegeta ponownie był już zupełnie gdzie indziej. Książę zaatakował z półobrotu od góry, ale tym razem Redinn zablokował jego kopniak skrzyżowanymi ramionami, po czym posłał w niego pocisk Ki z bliskiej odległości. Vegeta uchylił się i skontrował własnym Ki-blastem. Redinn odbił go przedramieniem i z rozpędu uderzył przeciwnika pięścią w szczękę. Książę stracił na moment równowagę, co wystarczyło by Redinn mógł ponownie potraktować go strumieniem Ki wystrzelonym z palca. Trafiony centralnie w korpus Vegeta jęknął i ponownie poleciał w kierunku podłoża. Zdążył się jeszcze obrócić i wyciągnąć przed siebie ręce, by choć częściowo zamortyzować uderzenie, ale i tak odczuł je dość mocno. Najwyraźniej ostatni atak Redinna złamał mu przynajmniej jedno żebro.
       – I jak tam, masz dość?
       Vegeta podniósł się ciężko, oddychając z trudem, w jego oczach widać było determinację. Żałował teraz, że postanowił walczyć nie zmieniając się w SSJ, ale duma nie pozwalała mu złamać danego słowa nawet przed samym sobą.
       – Pokonam cię Redinn – powiedział cicho Saiyan. – Pokonam cię, choćby miała to być ostatnia rzecz jaką w życiu zrobię!

       Atak na boski pałac, czyli kto chce zabić Dendego?


Rozdział XXXVIII

       Autor: Vodnique


<- POWRÓT DO DZIAŁU

ROZDZIAŁ XXXVII -- CZĘŚĆ II -- DARK KAIOSHIN SAGA -- DRAGON BALL AZ -- FANFICE
-
KLUB FANA
Kącik fana ►
STRONA KORZYSTA Z PLIKÓW COOKIE: POLITYKA PRYWATNOŚCI
Anime Revolution Sprites Twierdza RPG Maker