Kącik fana

Dragon Ball

Klub Fana » FanFicki » Dragon Ball AZ » Dark Kaioshin Saga » Część III » Rozdział LVI
Dragon Ball AZ
Dark Kaioshin Saga
Część III: Nowe oblicza bohaterów
Rozdział LVI - Czerwona Gwardia
 

Blank uniknął ciosu Cinna i kopnął przyjaciela w żołądek, niski Lanfan poleciał do tyłu, ale wylądował na nogach i zaatakował z podwójną zaciekłością uderzając Blanka w podbródek. Chudzielec zachwiał się i nie zdołał obronić przed podcięciem po którym runął na ziemię. Cinna skoczył mu jeszcze z impetem na klatkę piersiową, kompletnie powstrzymując jakiekolwiek próby podniesienia się przyjaciela na nogi.

– Nieźle. – powiedział Blank, kiedy już obaj wstali. – Zrobiłeś spore postępy, Cinna.

– Dzięki, ale w porównaniu do tutejszych to i tak nic nie znaczy.

Rzeczywiście, Vegeta i Saladin także nie oszczędzali się na treningach, często wracali tak poobijani, że Vegeta musiał w końcu porozmawiać z Karinem o niewielkich, choć regularnych dostawach Senzu. Bez tego trening saiyańskich braci stanowczo zbyt często musiałby być przerywany. Vegeta zaklinał się co prawda, że nie chce mieć z tym "zapchlonym kotem" nic wspólnego, jednak wspólnymi siłami przekonano go w końcu, że to nie Karin zatruł Świętą Wodę wtedy przed turniejem. Nadal nie było jednak wiadomo kto właściwie to zrobił.

W tym momencie komunikator Blanka zapikał, sygnalizując wiadomość. Pseudo-Lanfan włączył urządzenie.

"Wykryto statek klasy CL na orbicie" – odezwał się głos komputera pokładowego lanfańskiego statku. – "Przewidywany czas lądowania: 28 minut i 10 sekund."

– To Marcus! Dotarł! – powiedział Blank.

Cinna skinął głową.

– Najwyraźniej. Gdzie wylądują?

– Prawdopodobnie tam, gdzie zostawiliśmy "Niebieskiego Narcyza".

– A więc ruszajmy. – Lanfani unieśli się w powietrze. – Powiedz, czy klasa CL to nie jakiś krążownik?

– Tak. Racja!

– Skąd Marcus go wytrzasnął?

– Nie mam pojęcia. Chyba, że... Nie, nie mógł tego zrobić! – powiedział Blank, przyspieszając.

Romboidalny statek kosmiczny wielkości mniej więcej tego, którym Freezer przyleciał na Ziemię lądował powoli na równinie, jakieś sto pięćdziesiąt mil na zachód od South Capital. Stojący niedaleko "Niebieski Narcyz" wyglądał przy nim jak wróbel przy orle.

– Rany... Marcus zwinął "Hildegardę" – powiedział z przestrachem Cinna. – Przecież oni go za to powieszą... – "Hildegarda" była jednym z flagowych okrętów lanfańskiej floty, operacyjnym krążownikiem Czerwonej Gwardii.

Statek dotknął ziemi, rozdmuchując wokół nieco kurzu. Kilka chwil później właz otworzył się z sykiem i w wejściu pojawiła się spora, umięśniona sylwetka.

– Marcus! – krzyknął Blank. – Naprawdę dobrze cię widzieć, stary!

Marcus jednym susem zeskoczył na ziemię i dwaj przyjaciele rzucili się osobie w objęcia.

– Blank! Cinna! – tu Marcus podniósł niskiego Lanfana i także go uściskał, trochę za mocno. – Tęskniłem za wami, chłopaki!

– My.. za to... bą... też... – wydyszał Cinna, próbując złapać oddech.

– Hej, co u was słychać? – doszedł ich kobiecy głos, w wejściu do statku stała piękna, oczywiście białowłosa, kobieta z charakterystycznym uśmieszkiem na ustach.

– Garnet! – zdziwił się Blank. – Też tu jesteś?

– Tak i to nie sama. – Za plecami Garnet pojawiła się inna kobieta, nieco cięższej budowy, ale dość podobna do poprzedniczki – Moja siostra także przyleciała.

– Freya. Ciebie się nie spo... – Blank nie dokończył, gdyż nagle obie siostry zostały roztrącone na boki i spomiędzy nich wybiegł niski, grubawy osobnik w charakterystycznych techno-goglach. Jak wszyscy tutaj, poza Cinna, nosił mundur Czerwonej Gwardii, jednak niespecjalnie on do jego postury pasował.

Pulchny osobnik zbiegł po rampie, dopadł do Cinna i złapał go wściekle za ubranie na piersi. Byli podobnego wzrostu.

– Co zrobiliście z "Narcyzem"!? Gdzie jest mój statek!?

– Spokojnie, Quina... – powiedział Blank. – Stoi tam. – Wskazał mniejszy statek kciukiem.

Grubas spojrzał w to miejsce, twarz rozjaśniła mu się i w mgnieniu oka znalazł się przy "Narcyzie" oglądając uważnie każdy centymetr statku. Wyglądał na lekko nawiedzonego.

– Jego nie musieliście przywo... – zaczął Blank, jednak nie dokończył, gdyż usłyszał coś co wprawiło go w przerażenie:

– Blank!!! – ryknął potężny bas, pseudo-Lanfan z przestrachem uniósł wzrok w kierunku wejścia do statku. Uszy go nie myliły...

– K... k... komandor? – wyjąkał. – C... c-co p-pan tu r... r-robi?

Potężny osobnik zszedł powoli po rampie, która ugięła się pod jego ciężarem. Za nim szły Garnet i Freya, z pochylonymi w zażenowaniu głowami.

– Proszę, proszę – mówił komandor, cały czas idąc. – A ty nadal w mundurze. Czy ty wiesz co grozi za samowolne opuszczenie jednostki? Za dezercję!? Zdajesz sobie sprawę!?!? – ostatnie zdanie wykrzyczał Blankowi prosto w twarz.

Blank cały drżał, nie będąc w stanie odpowiedzieć.

– No to wiedz, że cieszę się, że jesteś cały – powiedział łagodnie komandor ściskając Blanka tak, że temu aż zatrzeszczały kości. – Słyszałem o waszej akcji tutaj. Dobra robota.

– Naprawdę? To znaczy... dziękuję, komandorze Baku, sir – odparł Blank, witając się z Garnet i Freyą.

– Po prostu muszę cię zapytać – doszedł Blanka inny znajomy głos, po rampie schodził kolejny Lanfan, wysoki i dobrze zbudowany, choć nie tak umięśniony jak Marcus, mężczyzna z czupryną w stylu Trunksa. – Jak to się stało, że tu zostałeś, chociaż Cinna odesłał wszystkich na Yasan?

– Zidane! – powiedział Cinna. – Dziwi mnie, że ty także tu jesteś.

– Nie myśl, że chciałem tu przylecieć – odburknął Zidane. – Dostałem rozkaz, więc go wykonałem. Jak tam, Blank? Żyjesz jeszcze, twój "przyjaciel" nie wbił ci jeszcze noża w plecy?

– Jeszcze nie – uśmiechnął się Blank. – Dobrze, że jesteś, Zidane. – Mężczyźni podali sobie dłonie. – Mylę się, czy przylecieliście wszyscy?

– Tak jakby – powiedział Baku. – To genialny sposób, żeby uciec od całego zamieszania na Nowej Plant. – Uśmiechnął się złośliwie.

– Marcus... – głos Blanka stał się niebezpiecznie ostry. – Czy możesz mi powiedzieć jak to się stało, że przywiozłeś ze sobą cały oddział?

– Heh, trochę mnie poniosło... Byłem tak przejęty, że wpadłem do naszej kwatery i krzyknąłem coś w stylu "zbierać się ferajna, lecimy na pomoc Blankowi". Potem już samo poszło dalej.

– Aha – powiedział Blank, decydując nigdy więcej nie powierzać ważnych spraw Marcusowi. – A czy nie...

– Blank!!! – rozbrzmiał wysoki głos z wnętrza statku. – Blank!? Jesteś tu!?

Wysoki Lanfan pobladł wyraźnie, odwrócił się w kierunku Cinna i powiedział szybko:

– Cinna! – powiedział w panice. – Nie znasz mnie, nigdy mnie nie widziałeś, nie wiesz gdzie jestem i w ogóle myślisz, że nie żyję, rozumiesz!?

– Za późno, stary – odparł spokojnie Cinna, tymczasem po rampie zeszła, czy raczej zbiegła, jakaś drobna postać, która niczym huragan przemknęła między wszystkimi pasażerami "Hildegardy", dopadła Blanka i rzuciła się mu na szyję. Była to dość młoda, nie więcej niż piętnastoletnia dziewczyna, która nie pasowała do reszty całego towarzystwa. Nie była zresztą ubrana w mundur Czerwonej Gwardii.

– Tak się o ciebie martwiłam, Blank – powiedziała ze łzami w oczach. – Jak mogłeś tak nagle odlecieć i zostawić mnie samą? Mogło ci się coś stać... A potem nie wróciłeś... nigdy więcej tego nie rób.

Blank z całkowitą rezygnacją i pasywnością dał się wyściskać, nie mówiąc nawet ani słowa.

– Cześć, Ruby – powiedział Cinna z uśmiechem. – Widzę, że nadal w dobrym zdrowiu.

– O... Cinna – powiedziała Ruby z wyczuwalną pogardą w głosie, odwracając się w kierunku niskiego Lanfana. – To ty żyjesz? Szkoda...

– Mnie także miło cię widzieć, Ruby – powiedział Cinna z ukłonem.

– Pamiętaj, Blank – powiedział poważnie Baku. – Jeśli skrzywdzisz moją córkę, to...

– Prędzej to ona skrzywdzi jego – powiedział Zidane pod nosem, dość głośno jednak, żeby wszyscy to usłyszeli.

– Tato! – krzyknęła z protestem Ruby. – Słyszałeś co on powiedział?

– Spokojnie, kruszynko – spróbował ułagodzić sytuację Baku. – A ty, Zidane, zamknij się.

– Wedle rozkazu, sir – powiedział Zidane z lekceważącym uśmieszkiem.

– Hm – odezwał się Cinna. – Wydaje mi się, czy kogoś brakuje? Gdzie właściwie zostawiliście Steinera?

– Ach, właśnie, Steiner – powiedział Baku. – Nie uwierzycie, ale gdzieś się zapodział.

– Zapodział się?

– Zniknął, jeśli wolisz. Zupełnie bez śladu.

– To dziwne... Wyjechał gdzieś?

– Steiner? Wątpię. przecież go znasz, dobrowolnie nie ruszyłby się z miejsca.

– Racja. Ale co się mogło z nim stać? Przecież nikt go nie zabił...

– Nie Steinera – uśmiechnął się Baku, było to nieprawdopodobne, Steiner był najsilniejszym Czerwonym Gwardzistą, a według niektórych najsilniejszym Lanfanem w ogóle.

– Szkoda – stwierdził Cinna. – Przydałby nam się tutaj.

– Mniejsza o Steinera, on nie zginie – powiedział Baku. – Co z naszym statkiem? Ma zostać tak na widoku?

– Tak, jutro Bulma, to pewna tutejsza kobieta-naukowiec, przyśle kogoś, żeby go skapsułkował.

– Co zrobił?

– Nieważne, może tu zostać.

– Dobra, Blank – powiedział Marcus. – Twierdziliście, że ktoś tutejszy pokonał tego Edge'a. Chciałbym go poznać.

– Właśnie – potwierdziła Freya. – Zgodnie z tym co Marcus mówił, został pokonany jednym ciosem. To znaczy, że żyją tu prawdziwi mocarze.

– Tak, to Saiyani.

– Saiyani? – zapytał zdziwiony Zidane. – Saiyani silniejsi od nas?

– Właśnie – potwierdziła Garnet. – To brzmi jak jakiś kiepski żart. Rozumiem, że pokonali ciebie i Cinna na tym turnieju, ale nas?

– Są silniejsi – powiedział Cinna. – I to sporo.

– Muszę to zobaczyć, bo nie wierzę.

– Nie ma sprawy – uśmiechnął się Blank. – Lećcie za mną – powiedział, próbując odkleić się od Ruby. – Poznacie jednego z nich, nazywa się Vegeta i jest naprawdę bardzo miły.

– Vegeta? – zapytał Baku, startując. – Coś mi mówi to imię...

Na wargach Cinna pojawił się złośliwy uśmieszek. Przyda się ktoś, kto trochę utemperuje Czerwoną Gwardię.

W tym momencie niski Lanfan poczuł jak ktoś delikatnie uderza go dłonią w bark. Był to Quina, który najwyraźniej skończył już oględziny "Niebieskiego Narcyza". W lewej dłoni trzymał jakiś papier.

– Co to?

– Rachunek na 2743 gil za wypożyczenie "Narcyza" i kilka drobnych uszkodzeń. Płacisz gotówką, czy przelewem?

Cinna jęknął i czym prędzej wystartował za lecącą w stronę West Capital grupą.

"Jak to jest, że wszystkie elitarne oddziały muszą składać się z bandy dziwaków?" – pomyślał, starając się ignorować wściekłe nawoływania Quina, który od razu rzucił się za nim w pogoń.

Jak przebiegnie spotkanie Vegety z Czerwoną Gwardią?

 
autor: Vodnique

<- Rozdział LV

<- powrót
Kącik fana ►
STRONA KORZYSTA Z PLIKÓW COOKIE: POLITYKA PRYWATNOŚCI
Anime Revolution Sprites Twierdza RPG Maker