Kącik fana

Dragon Ball

Klub Fana » FanFicki » Dragon Ball AZ » Dark Kaioshin Saga » Część III » Rozdział LXVI
Dragon Ball AZ
Dark Kaioshin Saga
Część III: Nowe oblicza bohaterów
Rozdział LXVI - Nierówna walka z samym sobą
 

Czterech Daimao zaatakowało jednocześnie, Piccolo nie zdołał obronić się przed nawałą ciosów. Jakimś cudem każda z czterech manifestacji jego ojca wydawała się silniejsza od niego, a było ich przecież czterech. Nie zdawał sobie sprawy, że to nie tyle oni stają się mocniejsi, co raczej on coraz bardziej słabnie. W sumie, nie miało to znaczenia.

Przez moment Piccolo służył "swoim ojcom" za piłkę siatkową, ale po chwili bezwładnie wpadł w gęsty strumień obrazkowych wspomnień. Uczucie było podobne do wpadnięcia do wolno płynącej rzeki. Nie mając sił na próby opanowania sytuacji Nameczanin powoli opadał na dno swojego umysłu. Tak mu się przynajmniej wydawało, bo naprawdę nie był pewien czy rzeczywiście znajduje się tu jakieś dno.

"Panie Piccolo, tata mi mówił, że odkąd pan Piccolo się odrodził to już nie jest taki okrutny jak kiedyś."

To były słowa Gohana, kiedy trenowali razem na pustkowiu.

"Czy to naprawdę wtedy stałem się bardziej ludzki?" – pomyślał Piccolo – "A może to stało się, kiedy Goku darował mi życie... zabawne... sam już nie pamiętam." – Nameczanin opadał coraz głębiej, obrazy wokół niego stawały się bardziej zamazane, jego walka z Androidem #17, obserwacja pojedynku Gotenksa z Buu.

Piccolo uświadomił sobie, że widzi kawałki tylko swojej własnej przeszłości. Ani jednego wspomnienia Kami czy Naila. Właściwie nie czuł ich wsparcia już od jakiegoś czasu. Tak, jak mówił Kami, pewnie pozbawili go swojej pomocy w czasie treningu w Sali Ducha i Czasu.

Nawet zamazane obrazy zaczęły znikać. Piccolo płynął już w niemal całkowicie czarnym otoczeniu. Co to mogło być? Nieużywana część jego umysłu? Coś innego? Nic, a nic go to już nie obchodziło.

Dostrzegł ostatni obraz. Po tym jak Gotenks SSJ3 rozpadł się w walce z Buu na Gotena i Trunksa nie było nikogo, kto byłby w stanie stawić czoła różowemu potworowi.

"Piccolo, spróbuj, jesteś wielkim wojownikiem" – powiedział Trunks.

Wojownikiem...

Daimao czuł, że odniósł zwycięstwo. Obecność Piccolo słabła drastycznie z każdą chwilą. Już za moment, za krótką chwilę największy z Nameczan powróci do świata i rozpocznie nową erę strachu. Po jego wyimaginowanym ciele przechodziły dreszcze zniecierpliwienia, kiedy uświadamiał sobie jak potężny teraz będzie. Lata czekania po zamknięciu przez Mutaito, kilka dni chwały po uwolnieniu przez Pilafa, a potem znów więzienie, tym razem wewnątrz umysłu swego własnego syna. Na którymś etapie coś poszło nie tak, miał przecież skopiować swą własną osobowość do całkiem nowego ciała, a tymczasem nowy Piccolo okazał się być co najwyżej namiastką jego samego. Żałosny śmieć opanowany przez ludzkie uczucia, oto czym był. Ale teraz miało się to skończyć, nigdy więcej uwięzienia, nigdy więcej czekania.

– Najpierw będziesz musiał pozbyć się mnie – Daimao usłyszał głos Kami – Nie myśl, że pozwolę ci powrócić do świata. – Eks-Wszechmogacy unosił się tuż obok niego w towarzystwie Naila.

– Kami... jakże miło mi cię widzieć... ty także możesz liczyć na to, że pozbędę się ciebie z mojego umysłu, kiedy tylko uzyskam kontrolę nad ciałem – powiedział spokojnie Daimao.

– Wiedzieliśmy z Nailem, że ukrywasz się gdzieś tu, ale do tej pory nie mogliśmy cię odnaleźć. Ułatwiłeś nam sprawę, tym razem pozbędziemy się ciebie raz na zawsze.

– Chyba nie zdajecie sobie sprawy, że to ja panuję nad sytuacją. – Daimao wykonał ruch ręką, pojawiły się jego trzy kopie. – Teraz, kiedy nie ma Piccolo, to ja tu rządzę.

Kopnięty w szczękę Nail niemal stracił świadomość od impetu ciosu. Dla drugiego Daimao, który się na niego rzucił było czystą formalnością zestrzelenie go Ki-blastem. Dymiący nameczański czempion zniknął w rzece obrazów z przeszłości.

Kami także nie miał szans. Po dwóch uderzeniach został unieruchomiony przez jednego z Piccolo Daimao, podczas gdy drugi zaczął go bezlitośnie obijać serią silnych ciosów. Kiedy Kami był już na tyle zmaltretowany, że nie był w stanie sam już utrzymać się w powietrzu, Daimao złączył się w jedną postać, lewą ręką złapał eks-Wszechmogącego za szyję, a prawą uderzył potężnie w twarz.

– Zawsze o tym marzyłem! – powiedział – Tutaj mogę cię zabić i nic mi się nie stanie! Nie zginiesz, ale co mi tam, zawsze to jakaś satysfakcja!

Kami jęknął, Daimao roześmiał się demonicznie. Triumfował, teraz już absolutnie nic nie było w stanie mu przeszkodzić.

– RYUKEN!!! – usłyszał nagle, zdążył się jeszcze zdziwić, kiedy nagle znikąd pojawił się Goku, mały Goku, ten sam, który pokonał go tuż po dwudziestym drugim Tenkaichi Budokai. Mały Saiyan uderzył Daimao wytrącając mu z rąk Kami i przebijając złego Nameczanina na wylot, sam zaś zniknął rozpływając się w powietrzu.

– To... niemoż... – powiedział i eksplodował w chmurze szarego dymu, po chwili oczywiście pojawił się ponownie – Kto to? Pokaż się!

– Nie zamierzam się ukrywać – Był to głos Piccolo, który, po złapaniu spadającego Kami, uniósł się do wysokości Daimao – Wręcz przeciwnie.

– Nie wiem jak to zrobiłeś – Słowa Daimao brzmiały pewnie, ale były to tylko pozory, w rzeczywistości był przerażony – Ale zaraz odeślę cię z powrotem!

– Nie uda ci się – wyjaśnił spokojnie Piccolo – Zapanowałem już nad swoim umysłem.

– Co? Jak?

– Jak sądzę tutaj wszystko opiera się po prostu na tym, aby uwierzyć w swoje zdolności. Uwierzyłem ci, że panujesz nad większością mojej mocy i przegrałem. Teraz jednak kontroluję już własne myśli, nie pokonasz mnie póki ja ci na to nie pozwolę.

– Nie! To ja panuję nad tym umysłem! – Daimao spróbował stworzyć swoje sobowtóry, bez efektu – Niemożliwe!! – rzucił się na Piccolo, jednak nagle znikąd pojawił się Mystic Gohan, który zablokował jego cios i po chwili zniknął.

– Potrafię też już panować nad swoją pamięcią – wyjaśnił Piccolo – I to nie tylko nad swoją, ale też nad twoją, Kami czy Naila. Ostatecznie, wszyscy jesteście częścią mnie, to zupełnie jakby was w ogóle nie było.

W tym momencie ciało Kami zniknęło.

– Nie... – Daimao widział, że to już koniec, zaczął powoli rozpadać się na małe zielono-szare chmurki – Zemszczę się, jeszcze powró... cę... – To były jego ostatnie słowa.

– Nie sądzę – powiedział Piccolo, kiedy "jego ojciec" zniknął – Czas stąd znikać – Nameczanin zdematerializował się.

Po chwili nad rzeką wspomnień pojawiły się dwie postacie, Nail i Kami.

– Myślisz, że nareszcie się przebudził? – zapytał dawny Wszechmogący.

– Tak. Chyba wreszcie zrozumiał.

– Wiesz, co to dla nas oznacza?

– Oczywiście, ale nie żałuję. Pogodziłem się ze śmiercią już dawno temu.

Kami skinął głową. On także mógł to powiedzieć.

Piccolo przebudził się, otworzył powoli oczy i spojrzał na swoją zakończoną pazurami dłoń.

"Cóż..." – pomyślał – "Chyba nie mam innego wyjścia."

Nameczanin zacisnął mały i serdeczny palec, rozczapierzając pozostałe i po chwili szybkim, zdecydowanym ruchem wbił je sobie prosto w klatkę piersiową, przebijając żebra i dosięgając do serca, z całej siły zacisnął zęby, by nie krzyczeć.

Opanowując potworny ból poruszał nieco wbitymi w serce palcami i moment później z krótkim krzykiem wyrwał dłoń z rany, zaciskając coś kurczowo pomiędzy pazurami.

Piccolo, ignorując powiększającą się pod nim plamę krwi, ogromnym wysiłkiem zregenerował ranę i odczekał chwilę zanim jego organizm nie powrócił do względnej normy. Teraz dopiero mógł spokojnie przyjrzeć się wyrwanej sobie z serca niewielkiej metalowej kostce. Krawędź gładkiego sześcianu miała nie więcej niż centymetr długości, na jego ściankach migały czerwone i zielone światełka. Wyglądało bardzo niepozornie, a przecież tak bardzo utrudniało życie...

– Nigdy więcej nie pozwolę kontrolować swojej Ki – powiedział Nameczanin, zgniatając urządzenie w dłoni – Nigdy.

– Piccolo! – Uubu ucieszył się widząc przyjaciela – Dawno cię nie widziałem! Szkoda, że nie udało nam się zmierzyć podczas turnieju.

Nameczanin uśmiechnął się i zajął swoje miejsce na widowni.

– Tak, ale nie martw się, będą jeszcze okazje do walki.

– Na pewno będą – potwierdził Ziemianin – Żałuję, że nie dotarłem do finału.

– Widziałem twoją walkę. Powinieneś zwyciężyć. Ja słusznie przegrałem.

– No właśnie, przegrałeś z tym drugim, ze... Steinerem, tak?

– Tak – potwierdził Nameczanin.

– A ja z Caulifem, to znaczy, że przegraliśmy z najlepszymi, to w końcu finaliści. Nie mamy się czego wstydzić.

– Ty na pewno nie, ja trochę tak.

– Jak to?

– Nieważne, porozmawiamy później.

Dwie dość niskie, ładne dziewczyny szły powoli między rzędami szukając swoich miejsc na widowni. Były identyczne, poza tym, że jedna z nich nosiła zielony, a druga niebieski strój. Nagle usłyszały znajomy głos.

– Sabre! Dagger! Tutaj!

Wołał dość wysoki, dość dobrze zbudowany i dość przystojny mężczyzna o lekko fioletowym odcieniu skóry, ubrany był w luźny bojowy strój. Burza włosów na jego głowie kazała wnioskować, że jest raczej niezależnym typem. Tak też było.

– Witaj, Sword – powiedziały, podchodząc.

– To wasze miejsca – wskazał dwa siedzenia po swej prawej i lewej stronie, dziewczyny zajęły je od razu – Powiedzcie, czy Edge nadal się na mnie wścieka?

– Raczej nie – odparła Dagger.

– Od jakiegoś czasu znowu trenuje w tej swojej sali – powiedziała Sabre.

– Tymczasowo dowodzi Cathan – dodała druga siostra.

– Po co nas tu wezwałeś?

– Uwielbiam, kiedy mówicie jednocześnie... – rozmarzył się nieco Sword – Po co was wezwałem? Krążąc po kosmosie trafiłem na ten turniej. Ponoć są tu najsilniejsi przedstawiciele wszystkich ludów Wszechświata. Może ten, którego szuka Edge także tu się znajdzie?

– Może – powiedziała z powątpiewaniem Dagger.

– Ale zanim mu przeszkodzimy w treningu lepiej się upewnijmy – rzuciła Sabre.

– Dlatego was wezwałem. Obejrzymy sobie finał i jeśli coś znajdziemy, wy polecicie po Edge'a i wszyscy będą zadowoleni. A jak nikogo ciekawego tu nie będzie to obejrzę sobie walkę w waszym towarzystwie i przynajmniej ja będę zadowolony.

– Dobrze – potwierdziły siostry.

Czy finał będzie godny uwagi?

 
autor: Vodnique

<- Rozdział LXVII

<- powrót
Kącik fana ►
STRONA KORZYSTA Z PLIKÓW COOKIE: POLITYKA PRYWATNOŚCI
Anime Revolution Sprites Twierdza RPG Maker