Było to pewnego letniego, upalnego dnia, jak co dzień przechadzałem się z kumplami po parku. Nagle zobaczyliśmy światło, które zaczęło nas przyciągać, wszyscy (a było nas siedmiu ) byliśmy przerażeni. – Robert, co się dzieję?! – Nie wiem, ale mam nadzieje, że to nic strasznego!!! W tym momencie straciłem przytomność. Obudziłem się pośrodku wielkiego pustkowia, a w oddali słychać było jakieś wybuchy. – Eee... gdzie my jesteśmy??? – Nie mam pojęcia, ale to nie przypomina naszego miasta :). – odrzekłem. – Masz racje, lepiej sprawdźmy co to za wybuchy. – powiedzieli razem bracia bliźniacy Piotrek i Paweł, po czym dostali ataku śmiechu. Po chwili nabijania się, zobaczyliśmy, że w naszym kierunku, ktoś lub coś leci. – O, o – zauważyłem to pierwszy. – Eee... nie przypomina wam to Goku albo Gohana??? – Owszem...owszem. – szykowało się na długą wymianę zdań. W kierunku wyraźnego już ciała, zaczęła się zbliżać jakby "fala uderzeniowa". – Jezusieńku!!!!! – Damian panikarz wreszcie się odezwał. Po kilku minutach obok nas, wylądowało ciało wpół żywego Trunksa, postanowiliśmy się nim zaopiekować. – Senzu... kieszeń... prawa... – odezwał się Trunks, od razu zrozumiałem, że chodzi o magiczną fasolkę. Zacząłem grzebać w ubraniu Saiyanina, po czym z prawej kieszeni koszuli wyjąłem ową "magiczną fasolkę". Dałem Trunksowi "warzywko" do ust i ten od razu stanął na nogach. – Hehe, Cześć. – Yo. – jak zwykle Robert walnął jakąś głupotę. – Sorry, ale nie kojarzę was. – Wiemy, sami nie mamy pojęcia jak się tu dostaliśmy. – Aaa!!! – Co?? – Już wiem, kiedy Goku puścił Kamehamehę, to otworzył się tunel czasoprzestrzenny, Wy akurat byliście najbliżej i się tu dostaliście. – Ooo – powiedzieliśmy razem – A, nie wiem czy wiecie... jestem Trunks!!! – Wiemy, wiemy... twój tata to Vegeta, brat Vegety to Goku, jego synowie to Gohan i Goten... – ???. Ale skąd wy to...? – Hmm, jak by ci to... znamy to z telewizji "Ukryta Kamera" – nie miałem czego wymyślić. – Grrr!!! Rozwalę ich!!! – ???
No więc wszystko się wyjaśniło, ale... – Z kim walczycie?? – Z Hirdem. Wiesz monstrum z dwa razy większą siłą od SSJ 4. – Ok. – Czekaj... jest, pokonali go! Nie wyczuwam jego KI. I tak oto dowiedzieliśmy się skąd i jak tu się dostaliśmy. Robert i Trunks od razu się zaprzyjaźnili.
Dwa dni później w domu Goku. – Hmm... co by tu z wami zrobić. Do waszego świata na pewno nie wrócicie, to niemożliwe, więc... zostajecie u nas!!! – podsumował sytuację Goku. – Super – odkrzyknęliśmy, zawsze tutaj chcieliśmy się dostać. – Eee... Gohan – szepnąłem do Saiyanina. – Co??? – Będziemy mogli z wami trenować? – zapytałem nieśmiało. – Jasne! Tato oni będą z nami trenować no nie? Więc pomyślałem, że każdy by miał innego trenera. – Świetna myśl! Vegeta co ty na to! – Wporzo! Znudziło mi się walczyć z Saiyaninami, a tak to będę miał przynajmniej ucznia – jakoś dziwnie zapalił się do tego pomysłu Vegeta. – No to jak, wybierajcie! – powiedział Goku.
Wtedy zaczęliśmy wyliczać kto pierwszy, wypadło na Roberta S., potem Paweł, ja, Piotrek, Robert K., Rafał, Damian. – Trunks, to jak?? Ja wybieram ciebie – odezwał się Robcio (tak będę mówił na jednego Roberta). – Spoko, chodź od razu na trening – była godzina 13:00. – Hmm... dajcie mi się zastanowić... no niech będzie Goku. – Spoko, ale zanim wyruszymy to choć coś zjeść. "Teraz moja kolej, Vegeta, Gohan, Goten, Piccolo, Gosen (następny syn Goku, ma już 16 lat)??" – Gohan! – wypaliłem. – Ok. Ale po co krzyczeć – powiedział z uśmiechem starszy syn Goku. – Goten – Piotrek. – Gosen – Robert K.. – Vegeta – Rafał. – No to Piccolo, gdybym był pierwszy i tak bym cię wybrał – oj ten Damian.
Na moim treningu, najpierw Gohan nauczył mnie kontrolować energię KI, zaraz potem poleciał po "Skauter" i zmierzył moją moc. – No, no całkiem nieźle. 39 jednostek, masz energię znacznie ponad przeciętną człowieka. – Aaa!!! – ku mojemu zdziwieniu (Gohana też) moja energia znacznie wzrosła, wydobyło się ze mnie wszystko co złe i teraz moja siła wynosiła 4500 jednostek. – O boże!!! Jeszcze czegoś takiego nie widziałem! – wokół mnie zaczęła się pojawiać czerwona aura, a moje włosy zmieniały kolor na bordowy. Po przemianie miałem czerwone włosy, brwi i źrenice. Moje muskuły były o wiele większe niż przed chwilą, a siła tak jak powiedział Gohan jeszcze takiej nie było u zwykłego człowieka (nie licząc Kuririna, Yamuchy, Tenchinchana...), miałem teraz 15 000 jednostek!!! Oczywiście nawet nie dorastałem do pięt Gohanowi, ale to już coś! – Kurde jestem wyczerpany... – wysapałem. – OK. Ty sobie posiedź, a ja potrenuje.
Na treningu Vegety z Rafałem – Aaa! – kumulował właśnie energię Rafał. – Cienizna! Co to jest, 69 jednostek! Haa, twoja mama ma wąsy! – Rafał wkurzył się nie na żarty, zaczął nawalać Vegetę po brzuchu, lecz na tym nie robiło to żadnego wrażenia. – Całkiem nieźle wąsaczu! 298 jednostek, jednak to nie wszystko na co cię stać. – Tak?? Zaraz zobaczysz na co mnie stać! – Chłopak odskoczył do tyłu wyciągnął ręce przed siebie i krzyknął – Burkambig – w tym momencie z rąk Rafała wydobyła się całkiem silna fala uderzeniowa, która trafiła prosto w twarz Vegety. – No, no. Około 1 000 jednostek, widać znaczną poprawę. "Jednak to jeszcze nie to". – Wiem co myślisz. Tak to jeszcze nie to, tylko ja wiem, że... jestem w 25% Saiyaninem! – ??? – Kamehameha! – potężny strumień ruszył prosto na Vegetę. "Nieźle, czego ja się tu dowiaduję, czyżby wnuk Brolly'ego???" – Tak! Jestem nim, wnukiem Brolly'ego, jednak w przeciwieństwie do dziadziusia, jestem dobrym Saiyaninem! |