Kącik fana

Dragon Ball

KLUB FANA
-
FANFICE -- DRAGON BALL AL -- CZĘŚĆ I
Dragon Ball AL
Część I

       – Dzia... Dziadku... – po policzkach dziewczyny spłynął pot. Jej duże, brązowe oczy lśniły od łez. Miała całe wyschnięte wargi, od rana siedziała przy dziadku. Nie było żadnej poprawy. Tak naprawdę było coraz gorzej. Za chwilę miało się to jednak skończyć. To był koniec tego człowieka. Spokojny, normalny koniec, jakiego zawsze pragnął. Nie umierał z powodu ataku Freezera, ani Cella. Nie został pokonany przez Bebi. Po prostu umierał z powodu najbardziej trywialnego. Umierał ze starości.
       – Chodź Jamelia... – powiedziała cicho matka. – Nie martw się... Chodź... – próbowała odciągnąć ją od łóżka.
       – Nie! Nigdzie nie idę! Nie odejdę od dziadka...! – z oczu popłynęły jej łzy. Zacisnęła uścisk na prześcieradle. Za nic nie chciała odejść.
       – Ty draniu... – powiedziała cicho wysoka blondynka, stojąca obok Jameli i jej matki. Córka i matka uspokoiły się i spojrzały na nią zdziwione. – Jak mogłeś... Obiecałeś, że mnie nie zostawisz... Obiecałeś!!! – krzyknęła po czym pochyliła się nad łóżkiem. Jej nieuczesane włosy zasłoniły twarz. To nawet dobrze, nie chciała by ktokolwiek widział w jakim jest stanie. Łzy popłynęły jej z oczu. Jej, zimnej, nie okazującej żadnych uczuć kobiecie. Nigdy nie płakała, nigdy nie było jej nikogo żal. A jednak, teraz płakała jak bóbr. Płakała nad swoim mężem. Nad pierwszą osobą jaką pokochała, która widziała w niej kogoś więcej niż maszynę do zabijania. Patrząc na jego martwą, spokojną twarz, rzekła tak cicho, żeby nikt nie usłyszał. Nie wiedziała skąd, ale miała takie uczucie, że on ją słucha. – Nigdy ci tego nie powiedziałam... Ale kochałam cię... Kochałam cię, Kuririn...
       Od ściany oderwał się Boski Mistrz (Kame Senin). Oprócz niego w pokoju była Osiemnastka, Marron wraz ze swoimi dziećmi, 12-letnią Jamelią i 17-letnim Rayem oraz swoim mężem, _____. W drugim końcu pokoju podpierał ścianę Dende. Młody Wszechmogący bardzo przypominał teraz Piccolo, z postury, a także z wyglądu. Tylko twarz miał łagodniejszą. Proszono go wiele razy by uleczył Kuririna, lecz nic nie mógł zrobić. Ziemianin umierał ze starości, Dende w to nie mógł...nie potrafił ingerować w to odwieczne prawo natury. Jego ulatujące moce nic by nie dały. Czuł podobną bezsilność jak reszta zgromadzonych. Pustelnik znalazł się już przy łóżku. Powoli pochylił się przy swoim uczniu. Nagle on i Piccolo drgnęli. Słało się.
       – Niestety... – rzekł smutno Pustelnik przyciszonym głosem. Dźwięk tych słów odbił się jednak echem od ścian pokoju. – Nie czuję jego ki... Odszedł... – mówiąc to całkowicie spuścił głowę.
       – Co... Dzia...dzia...dziadek... Dziadku! – Jamelia zacisnęła pięści i uderzyła w łóżko. Ku zaskoczeniu wyszystkich, w tym dziewczyny, od ciosu mebel się załamał. Przestraszona Jamelia odskoczyła. "Niesamowite... Jej ki na moment podskoczyła... Identycznie jak u Gohana..." pomyślał Boski. "W końcu to wnuczka Kuririna, nie mogła by być normalną Ziemianką", poprawił swoje okulary. Marron popatrzyła zdziwiona na córkę, która przestraszona stanęła koło niej. Posmutniały, ze swoją kamienną twarzą Piccolo podszedł do łóżka i jednym małym gestem naprawił je. Teraz przy Kuririnie stanął Dende. Zwrócił się do wszystkich tu zebranych.
       – Jeżeli chcecie możecie się jeszcze z nim pożegnać. Potem zabiorę go do nieba. – stwierdził smutno, nie ukrywając żalu. Wszyscy po kolei pochylali się nad Kuririnem i żegnali go. Jedni znosili to dzielnie jak np. Piccolo, ale Jamelia czy Marron płakały rzewnymi łzami. Osiemnastka już się uspokoiła, więc spokojniej pożegnała się z mężem. Można było to nazwać pewnego rodzaju stypą. Kiedy Rey jako ostatni pożegnał się z dziadkiem, młody Nameczanin położył dłoń na klatce piersiowej najsilniejszego człowieka na Ziemi i otoczony dziwną aurą zniknął razem z nim.

       – Gohan, co się stało? – zapytała zaniepokojona Videl, siadając koło męża. Syn Goku miał spuszczoną głowę i patrzył się ślepo w lśniącą drewnianą podłogę, którą wycylkinował przedwczoraj. – Gohan... – kobieta zaczęła się coraz bardziej niepokoić. Położyła rękę na ramieniu męża. Podniósł głowę i popatrzył jej w oczy, zatroskane, pełne współczucia niebieskie oczy, po czym powiedział.
       – Kuririn nie żyje...

       – Dende! Gdzie my jesteśmy? Co się stało? – zaczął pytać, widząc wokół nich błyskawicznie przemieszczające się kolorowe kształty, jakby plamy. Nameczanin nie odpowiedział, był zbyt soncentrowany. Kuririn domyślił się że to teleportacja. Po chwili dziwne kolory zniknęły, a oni dotknęli stopami ziemi.
       – Ej, facet! Do kolejki! – krzyknął niewysoki demon na widok Kuririna i Dendego.
       – E... Kolejki?
       – Ta. Kolejki do Wielkiego Yamy. – stwierdził bezuczuciowo
       – CO?! – dopiero teraz Kuririn zaczął się przyglądać miejscu gdzie się znalazł. Wokół pełno było małych, żółtych chmurek poustawianych w kolejce. Wisiały one jakieś 20 cm nad wyłożoną kostką brukową drogą, długą na chyba kilometr. Kuririn i Dende stali na samym początku kolejki. Ziemianin szybko się odwrócił i zobaczył to czego się spodziewał. Wielkie na 3 metry biurko za którym siedział wielki, czerwony brodaty demon. Wielki Yama.
       – No, napatrzyliście się. Teraz wracać na koniec kolejki! – Kuririn spojrzał na długą jak cholera kolejkę i odechciało mu się wszystkiego. Przecież będą w niej stać latami!
       – My akurat jesteśmy puszczani poza kolejką. – stwierdził Dende szczerze się uśmiechając.
       – Hm...? – mały demon dokładnie im się przyglądnął. – A! Przecież ty masz ciało! I ty też! Więc faktycznie, takich puszcza się poza kolejką. – uśmiechnął się w geście przeprosin i wrócił do pilnowania kolejki. Nagle rozbrzmiał tubalny głos Wielkiego Yamy.
       – No, no, no... Ziemski Wszechmogący. Widzę że kolejny wielki wojownik kopnął w kalendarz! – Kuririna zatkało. No tak, on nie żyje! Dlatego jest w tym miejscu, umarł ze starości! Dobrze przyglądnął się sobie, wyglądał dokładnie tak jak podczas pojawienia się Buu, jakieś 48 lat temu. Jego ciało zostało odmłodzone.
       – He, he... no tak jakby... – Dende zawsze był zakłopotany podczas spotkań z tym wiekowym demonem.
       – Jak się nazywasz? – zwrócił się do nadal zaszokowanego Ziemianina.
       – E... Kuririn... – powiedział niepewnie. Yama zaczął grzebać w stosie kartek jakie miał na biurku, aż znalał tę która należała do Kuririna. Zaczął ją wnikliwie czytać, po czym rzekł.
       – Niezłe miałeś życie, chłopie. Tyle śmierci...? – tu pokręcił głową – no, ale siła też spora, he he! Dobra, oczywiście idziesz do nieba, mamy tu już trochę twoich kumpli... czekaj, jak im było... Taki z 3 oczami chyba... – "Shin Han" pomyślał zadowolony Kuririn – inny miał blizny na twarzy, trzeci wyglądał dość śmiesznie, jakby był lalką... He he! – "To Yamcha i Jaozi" – No, dobra zmykaj do kumpli. – stwierdził zadowolony i pokazał mu bramę z napisem "Niebo". Dende chciał się już pożegnać, lecz nagle Kuririn się odezwał...
       – E... A czy ja mógłbym... mieć to ciało jak miałem 28 lat...? – zapytał, a raczej poprosił
       – Co? Jeszcze ci mało? Ciesz się że w ogóle dostałeś ciało!! – Kuririn i Dende zlękli się jego podniesionego głosu. Ten widząc to zaśmiał się – No przecież żartuję. Dobra, masz. – podniósł swą masywną rękę i zrobił nią lekki gest. Kuririn zaczął się świecić, on oraz Dende zakryli oczy. Gdy po chwili wszystko wróciło do normy, Ziemianin ze zdziwieniem stwierdził że jego ręce stały się dużo bardziej umięśnione. Dla pewności dotknął głowę. Był łysy. Za strój miał kostium treningowy z znaczkiem szkoły Boskiego Mistrza.
       – E... Bardzo dziękuję. – Kuririn ukłonił się nisko i cały w skowronkach pożegnał się z Dende. Kazał przekazać mu żeby rodzina się o niego nie martwiła. Rozweselony Nameczanin powiedział mu jeszcze kilka dobrych słów po czym zniknął w podobny sposób jak w Żółwiej Chacie. Kuririn udał się w lewo od biurka Yamy wprost do bramy do nieba. Szczęśliwy że odzyskał swe dawne, silne ciało wyzwolił ki i z niezwykłą prędkością przebiegł koło demona pilnującego bramy i odbił się od podłogi. Gdy uniósł się na pewną wysokość zaczął się rozglądać. Nigdzie jednak nieba nie widział. Dostrzegł jednak samolot, obok niego widniał napis "niebo". Poleciał w tamtym kierunku i zaczepił stiłardesę stojącą przy drzwiach pojazdu i sprawdzającą dusze. Przestraszona, odskoczyła.
       – E... Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć... – zakłopotany podrapał się po głowie. Zwykle peszył się w obecności kobiet, szczególnie ładnych.
       – Co? – zapytała obrażona – Wcale mnie nie przestraszyłeś, karle. – odburknęła. Kuririnowi na te słowa zrzedła mina, co ta paniusia sobie wyobraża.
       – Chciałem się tylko zapytać w jakim kierunku niebo.
       – Hm? W życiu tam nie dolecisz, to niezły kawał stąd. – rzekła uradowana, że może mu dopiec
       – Ta... Wiesz ja i tak nie żyję, mam kupę czasu. – odpowiedział spokojnie, z ironicznym uśmiechem. Kobieta widząc, że palnęła głupstwo, zaczerwieniła się, nie straciła jedak złowrogiego wyrazu twarzy.
       – To w tamtą stronę? – wskazał ręką w kierunku w który był zwrócony dziób samolotu
       – Ta... Jak chcesz lecieć, to powodzenia, nie masz szans.
       – Tak sądzisz...? – Kuririn uśmiechnął się jeszcze szerzej. Obrócił się w wskazanym kierunku i wyzwolił sporą ki, tak że zniecierpliwione dusze odrzuciło a i stiłardesa złapała się drzwi by nie upaść. Ziemianin przygotował się i poleciał w wybranym kierunku z tak niesamowitą dla zgromadzonych prędkością, że może gdyby nie to że duszyczki oczu nie posiadają, wyleciałby im z orbit. Kobieta była zaszokowana, lecz nie dała tego po sobie poznać.
       Przelatywał w niesamowitym teraz dla siebie miejscu. Zobaczył w oddali jakąś małą planetkę, nie wiedział że to dom Wschodniego Króla Światów. Pod nim znajdowało się piekło, pełne czerwieni, krwistej i strasznej. Był jednak za wysoko, nikt nie mógł go stamtąd dojrzeć. Leciał coraz szybciej, niecierpliwił się, po około 5 minutach dostrzegł pewne miejsce zawieszone w tym, można to nazwać, kosmosie. Zbliżał się do niego i po dotarciu przeleciał przez bramę i stanął na twardym gruncie. Znalazł się w, jak sam sądził, niebie. Było tam pełno żółtych chmurek i demonów krzątających się wokół sporej wielkości budynku. W oddali było widać lasy, a zgromadzeni stali na pięknie zielonej trawie.
       – Hej, Kuririn! – odwrócił się i ku jego zaskoczeniu zobaczył nikogo innego jak Goku! Starego dobrego Goku, w swoim niebieskim stroju treningowym. Jego wzrost odpowiadał dorosłemu człowiekowi, nie wyglądał już jak dzieciak. Z tyłu dyndał mu zawadiacko pokryty sierścią ogon. Był z nim jakiś dziwny jegomość. Za wysoki to on nie był i miał czółka, tak mu się przynajmniej wydawało, na domiar wszystkiego był niebieski! Po znaku na jego stroju, Kuririn domyślił się że to Król Światów Północnych. Jeszcze bardziej rozweselony Ziemianin pobiegł do Kakarotto i zaczął go ściskać. – Ja też się cieszę, że cię widzę! Kuririn, spoko! – Ziemianin uspokoił się spojrzał na Króla Światów. Ten uśmiechnął się życzliwie.
       – Witaj, Kuririn. Sporo o tobie słyszałem. – Kiedy ten wypowiadał te słowa, on się pokłonił.
       – Dziękuję. To zaszczyt dla mnie, że pana poznałem. – rzekł uprzejmie mając wątpliwości czy aby na pewno powinien powiedzieć "pan", a nie na przykład "Boga ta wysokiej rangi" albo coś w tym stylu. Z zakłopotania uśmiechnął się.
       – Widzę Kuririn, że poprosiłeś o swoje młode ciało!
       – Co? A, tak. Słyszałem że trenowałeś w Zaświatach, też bym chciał.
       – Mówiłem? Zrobił identycznie jak Yamcha, Shin Han i Jaozi. – uradowany tym faktem Goku zwrócił się do Boga, szturchając go łokciem.
       – No... Masz rację... – rzucił niezadowolony
       – Czy zrobiłem coś nie tak?
       – Nie... Spoko, założyłem się tylko czy będziesz chciał trenować. No i wygrałem!
       – He.. No to super.
       – Nie tak super. – stwierdził obrażony Bóg – Założyliśmy się o całe jedzenie w stołówce. Co ja mam teraz zrobić? – Na te słowa Goku i Kuririn wybuchli serdecznym śmiechem. Ziemianin pomyślał, że może prawdziwe życie zaczyna się właśnie po śmierci? Nie wiedział że i tutaj znów ograniczy się tylko i wyłącznie do treningów.


Część II

       Autor: Szpaner


<- POWRÓT DO DZIAŁU

CZĘŚĆ I -- DRAGON BALL AL -- FANFICE
-
KLUB FANA
Kącik fana ►
STRONA KORZYSTA Z PLIKÓW COOKIE: POLITYKA PRYWATNOŚCI
Anime Revolution Sprites Twierdza RPG Maker