Kącik fana

Dragon Ball

KLUB FANA
-
FANFICE -- DRAGON BALL AL -- CZĘŚĆ III
Dragon Ball AL
Część III

       – I jeszcze raz! – powiedział Goku, przyglądając się wyczynom Kuririna z czterema obciążeniami na kończynach, dziesięć ton każda. Ziemianinowi na początku wydawało się, że nie będzie w stanie się poruszać, lecz nawet bez Kaiokena ruszał się dość swobodnie. Znajdowali się w pięknym miejscu, nawet jak na tę planetę. Polana na której stał Goku, była okrążona gęstym lasem, było słychać szum strumyka, płynącego niedaleko.
       Kolejne kopnięcia i ciosy przychodziły mu z coraz większą łatwością. Oczywiście nie mógł dorównać w sprawności Goku, który z takim obciążeniem mógłby najpewniej spokojnie się poruszać i wykonywać zwykłe czynności (czyt. jedzenie), ale źle nie było. Kuririn odsapnął i wyciszył ki, chciał się opuścić na ziemię, gdy Goku krzyknął:
       – Ej, a ty co? Kuririn, dalej, trenujemy!
       – Co? Od dwóch godzin wiszę tu i trenuję. Męczysz mnie od trzech dni! – Kuririn chciał podnieść ręce w geście bezsilności, ale ciężary nie pozwalały mu na to.
       – Ok... – Goku kiwnął głową. Ucieszony Kuririn chciał już wylądować, gdy nagle Kakarotto oderwał się od ziemi i zaczął lewitować na jego wysokości. – Walcz.
       – Co..?
       – Zaatakuj mnie. – Syn Bardocka przyjął postawę do walki, nie zmienił się jednak w Super Saiyanina.
       – Goku... Nie mam z tobą szans... – Kuririn czuł się okropnie. Mimo że jako nieboszczyk nie powinien czuć zmęczenia, wydawało mu się że zaraz umrze. A tu jeszcze walczyć?! I to z kim! Z Goku, którego siła jest nieporównywalnie większa! Nagle z opresji wybawiła go wysoka postać w turbanie. Nawet nie wiadomo kiedy znalazł a się za Goku.
       – Zostaw go Goku. Ja się nim zajmę...
       – Co..? Piccolo? Daj spokój, chce powalczyć!
       – Pierwszym atakiem byś go zabił... – Nameczanin uśmiechnął się. Był to stary, dobry Piccolo, będący w tych zaświatach już od wielu, około 50 lat. Nie było po nim widać wieku, zmęczenia, jedyne co się zmieniło to to że jego ki była dużo większa. Musiał tutaj cały czas trenować.
       Goku powoli odsunął się. Piccolo zajął jego miejsce i zrzucił turban i pelerynę. Widocznie od początku chciał iść na całość. Kakarotto opadł na ziemię i siadł wygodnie.
       – OK, zaczynajcie! – zanim Piccolo zdążył ruszyć, Kuririn zabrał głos.
       – CO?? Mam w tym walczyć?? Przecież mam na sobie 10 ton!! I jestem wykończony!! W życiu nie zdołam nawet Piccolo dotknąć!
       – Przecież i tak nie żyjesz... – Goku uśmiechnął się głupkowato. Powiedział to, gdyż Kuririn wyraźnie zaakcentował "w życiu".
       – To chociaż mi to ściągnij!!! – Ziemianin zaczął machać z ledwością rękami
       – Nie. To część treningu.
       – Co??
       – Zaczynajcie!
       – CO?? – Kuririn nie lubił się powtarzać, ale chyba w takiej sytuacji nie miał wyjścia. Zanim się zorientował, Piccolo już był przy nim i wysłał mu cios w brzuch. Ziemianin bezradnie runął na ziemię. Zanim zorientował się co się stało, w jego kierunku leciało kilka pocisków ki. Ostatnimi resztami sił podniósł się i ze swym 40 tonowym obciążeniem odskoczył na kilka metrów. Nie walczył dawno z żadnym przeciwnikiem, a jeszcze te obciążenia... Nie zdążył nawet przyjąć postawy do obrony, gdy posypał się na niego grad ciosów Nameczanina. Trzy w korpus, jednak w podbródek. Podciął go i kopniakiem odrzucił na kilkanaście metrów. Przeciwnik bezwładnie padł na ziemię.
       – Wiem że stać cię na więcej, Kuririn. Użyj Kaiokena. – Kuririn powoli zaczął się podnosić. Nie ukrywał zdziwienia. Skąd on wie o Kaiokenie? Ziemianin powolnym ruchem otarł krew z twarzy, która pociekła z rozciętej wargi.
       – Dobra... – przyjął postawę do ataku, z ledwością trzymał się na nogach, o rękach lepiej nie wspominać. Zacisnął pięści. Poczuł jak energia przepływa przez niego. – PIĘCIOKROTNY KAIOKEN!!! – Roztoczyła się w okół niego czerwona aura, poczuł że obciążenia nie ważą już tyle. Prawie ich nie czuł. – Gotowy, Piccolo? – Nameczanin potakująco kiwnął głową i przyjął postawę do ataku. Nie czuł strachu.
       Ziemianin rzucił się na przeciwnika i zaatakował pięścią. Trafił w fantom, Piccolo tam nie było. Znajdował się za jego plecami, gotowy do ataku. Niedocenił jednak Kuririna, który błyskawicznie się odwrócił i zablokował cios. Zielonoskóry chciał zadać cios drugą ręką, tę jednak też złapał.
       – He he... – zaśmiał się cicho Kuririn. Tym razem on nie docenił rywala, Piccolo wypuścił strumień ki z oczu, trafił go prosto w twarz. Ziemianin puścił przeciwnika i opadł na ziemię. Zanim zdążył dotknąć krwawiącą twarz, dostał kopnięciem w brzuch. Do ust napłynęła mu krew. Szybko ją wypluł, odskoczył w obawie że Nameczanin zada kolejny cios. Nie zwlekając, zaczął kumulować ki w dłoniach.
       – Kamehameha! – wielki, niebieski promień wystrzelił. Był zbyt szybki, Piccolo nie zdążył zareagować. Pocisk trafił idealnie. Eksplozja odrzuciła go na paręnaście metrów, nie zrobiła jednak zbyt dużej krzywdy. Po chwili wstał i zdarł z siebie potargane ubranie. Z lewej ręki ciekła mu fioletowa krew. Szybko doskoczył do przeciwnika, Ziemianin zablokował pierwsze trzy ciosy, nie zdołał tego samego zrobić z kopnięciem. W odpowiedzi zaatakował ciosem w brzuch, Nameczanin jednak zręcznie uniknął ciosu. Szybko odskoczył i uformował pocisk ki w ręku. Kuririn czuł że ta walka coraz bardziej go męczy. Przy takim wyczerpaniu nie mógł długo utrzymywać takiego poziomu mocy. Tuż przed nim pojawił się pocisk, szybko go odbił. Energia ki zderzyła się z pobliskim laskiem, wycinając go w pień i odkształcając ziemię. Kuririn miał zamiar rzucić się na przeciwnika, gdy nagle zatrzymał go Goku.
       – Dobra, wystarczy. Kuririn jest zbyt wycieńczony. – Saiyanin znalazł się między dwoma wojownikami. Obaj zahamowali.
       – Daj spokój, chcę jeszcze powalczyć! – krzyknął Ziemianin, lecz jak na złość, kończyny odmówiły mu posłuszeństwa i upadł na ziemię.
       – Właśnie widzę... – Kakarotto uśmiechnął się życzliwie. Piccolo wyciszył ki i lekkim gestem stworzył sobie nowe ubranie. Stanął obok Ziemianina.
       – Niezła walka, Kuririn. – rzekł, udając chłodny ton. Nie chciał się przyznać, że ta walka bardzo mu się podobała. Długo tu trenował, jednak rzadko miał okazję walczyć z żywym (na tyle ile można być żywym w niebie) przeciwnikiem. – Mam nadzieję, że kiedy będziesz w lepszej formie to dokończymy pojedynek. – lekko się uśmiechnął i podał mu rękę. Kuririn z trudem ją uścisnął.
       – Musimy się tobą zająć, stary. Nie za bardzo możemy cię uleczyć, senzu tu nie ma... – rzekł Kakarotto z zakłopotaniem
       – Super... Wiedziałem że na ciebie mogę liczyć... – Ziemianin z ledwością wstał, chwiał się na nogach. Goku szybko go złapał. Gdy Ziemianin odzyskał równowagę, Kakarotto zamyślił się.
       – Mam pomysł! Owoce Garden! – krzyknął zadowolony
       – Owoce..co? – zapytali równocześnie Piccolo i Kuririn.
       – A no tak, wy nie wiecie. Kiedy spadłem z Drogi Węża znalazłem się w piekle. Tam były takie owoce, co regenerowały siły! – Kuririn na te słowa szeroko się uśmiechnął
       – To świetnie, podskocz tam i weź kilka!
       – Eee... – zdziwił się – Ale jak? – powiedział powoli. Kuririn na początku wziął to za żart, lecz widząc jego głupią mnię, zmienił zdanie. Ziemianin myślał że zaraz go rozerwie
       – Umiesz Ki-teleportację, idioto!! – krzyknął, poderwając się na równe nogi. Goku patrzył na niego z jeszcze większym zdziwieniem. Potem oderwał od niego wzrok i zamyślił się.
       – Rzeczywiście! – powiedział rozweselony i zaczął się wesoło śmiać. Za to Kuririn i Piccolo zaliczyli glebę.
       – Co za kretyn... – rzekł cicho Kuririn, z ledwością wstając i głaszcząc głowę, na której widniał guz.
       – Ok, Kuririn, to ja lecę i zaraz wrócę z owocami! – Nie zwlekając przystawił dwa palce do czoła i zniknął.

       Żeby zdobyć owoce, czyli co czeka Goku w piekle?


       Autor: Szpaner


<- POWRÓT DO DZIAŁU

CZĘŚĆ III -- DRAGON BALL AL -- FANFICE
-
KLUB FANA
Kącik fana ►
STRONA KORZYSTA Z PLIKÓW COOKIE: POLITYKA PRYWATNOŚCI
Anime Revolution Sprites Twierdza RPG Maker