...ciągle trwała treningowa walka Gohana z Gotenksem.
Wtem, spomiędzy chmur, uderzył między walczących słup oślepiająco białego światła. Przez pierwsze sekundy stali nieruchomi, zastygnąwszy w bojowych pozach. Wtedy słupem spłynął na ziemię Narsil.
Gohan i Gotenks wciąż nie wykonywali żadnych ruchów, zszokowani widokiem odzianego w świetlistą zbroję wojownika. Jednak on nie był bynajmniej zszokowany. Nagle zadał cios. Dwa ciosy. W przeciwległych kierunkach. Jego pięści, pokonawszy drogę w ułamku sekundy, uderzyły w przeciwników. Siła była tak wielka, że odrzuciła obydwu kilka metrów od ich wroga. Narsil nie czekał ani sekundy. Doskoczywszy do podnoszącego się Gotenksa, zadał mu cios w twarz. Saiya-jin zachwiał się i o mało nie upadł. Wtedy otrzymał kolejne uderzenie. I kolejne. I jeszcze jedno. W brzuch, znowu w twarz, we wzniesioną rozpaczliwym gestem rękę. Gotenks upadł, lecz zaraz się podniósł. Szybkie kopnięcie zwaliło go na kolana, kolejne uderzenia pięściami zamieniły twarz w krwawą miazgę.
– Nieeeeeee!!!
Chi Chi nagle zastygła w bezruchu. Na jej twarzy najpierw odmalowało się zdumienie, potem przerażenie. Po bladym policzku popłynęła łza.
– Oni tam umierają...
Zerwali się jednocześnie, matka i syn, wstając od zastawionego stołu. Potrącona nie wiadomo przez kogo filiżanka zakręciła się i spadła na podłogę, roztrzaskując się i rozlewając kawę po perfekcyjnie wyczyszczonej powierzchni. Nikt nie zwrócił na to uwagi. Matka nie oponowała, gdy syn chwycił leżący w pobliżu miecz i wybiegł przez otwarte drzwi. Nie drgnęła nawet słysząc, jak odlatuje. Wiedziała, dokąd.
– Nieeeeeee!!!
Kolejny cios potężnej pięści Narsila trafił Gotenksa w miejsce zajmowane niegdyś przez nos. Chrupnęły kości czaszki. Wojownik zachwiał się przez chwilę na kolanach, po czym upadł twarzą w ziemię. W tej samej chwili fuzja rozpadła się. Na zroszonej krwią trawie polany, obok potężnie umięśnionego wojownika w świetlistej zbroi, leżało dwóch potwornie poranionych chłopców. Przyjaciół na śmierć i życie. Żaden z nich nie oddychał.
– Nieeeeeee!!!
Narsil zręcznie uniknął wymierzonej w niego Kamehamehy. Potężny strumień energii zrobił w lesie otaczającym pole walki ogromną wyrwę. Jednak kosmiczny pirat nie zwrócił na dzieło zniszczenia najmniejszej uwagi. Wyszarpnąwszy miecz z pochwy na plecach, doskoczył do Videl. Złapał ją od tyłu, a błyszczącą oślepiająco klingę przyłożył do zgrabnej szyi dziewczyny. Powstrzymało to zbliżającego się Gohana.
– Zostaw ją, morderco – rzekł syn Goku głosem twardym niczym kamień, lecz wyraźnie naznaczonym wściekłością.
– Niby dlaczego? – zaśmiał się okrutnie Narsil – To ja tutaj dyktuję warunki!
– Miałeś przybyć za pięć dni – Saiya-jin był nie tylko wściekły, lecz także zdziwiony – Miałeś przybyć za pięć dni i dopiero wtedy walczyć z nami.
– Przybycie teraz okazało się ciekawsze. Poza tym, jak już wspomniałem, to ja jestem tutaj od dyktowania warunków.
– Znałem kiedyś jednego, który postępował podobnie. Nazywał się Cell. Obecnie nie żyje.
– Wiem, wiem. Usiłował cię zdenerwować. Interesujący sposób urozmaicenia walki. Może i ja spróbuję?
Nagle, bez ostrzeżenia, poderżnął Videl gardło. Ciało dziewczyny, puszczone przez niego w tej samej chwili, upadło na ziemię. Głuchy odgłos uderzenia zlał się w jedno z bojowym wrzaskiem Gohana.
Walka rozgorzała w całej swej okazałości. Saiya-jin używał potężnych technik, wściekłość dodawała mu jeszcze siły. Był świetny. Ale Narsil był lepszy. Świetlista zbroja doskonale chroniła kosmicznego pirata przed atakami i wzmacniała każdy jego cios. Miecz był niebywale ostry, a przy tym bardzo lekki. Jego uderzenia spadały na syna Goku z niewyobrażalną prędkością, zadając mu dotkliwe rany. Zaraz po kolejnym błyskawicznym cięciu, Narsil uderzył Gohana lewą pięścią. Siła ciosu była ogromna. Saiya-jin padł na ziemię, a jego przeciwnik wzniósł miecz do kończącego uderzenia...
Nagle do walki włączyła się trzecia osoba. Trunks spadł na wroga jak grom z jasnego nieba, zasypując go lawinami ciosów. Walczył dwoma mieczami: stary trzymał w prawej ręce, a nowy w lewej. Obydwoma posługiwał się z niebywałą zręcznością i precyzją.
Gohan podniósł się z ziemi. Widząc, że syn Vegety zaczyna tracić przewagę, pomógł mu. Po chwili Narsil został zmuszony do obrony. Lecz miał jeszcze asa w rękawie.
Kosmiczny pirat widząc, że zaczyna przegrywać, nacisnął przycisk na swym pięknym pancerzu. W tej samej chwili z nieba uderzył na polanę wielki słup białego światła. Walczący zostali uniesieni do góry, straciwszy jednocześnie możliwość swobodnego poruszania się.
Gohan patrzył w dół, na ciała zabitych przez Narsila. Ogarniał go coraz silniejszy gniew. Przysiągł, że zabije swego wroga lub sam poniesie śmierć.
Trunks był bardziej spokojny. Spoglądał w górę, pragnąc dowiedzieć się, dokąd lecą. Jego obawy spełniły się. Wlecieli do olbrzymiego statku kosmicznego.
Gdy tylko właz się zamknął, rozpoczęła się walka. Saiya-jinowie zaatakowali nieprzyjaciela z dwóch stron, nie pozostawiając mu szans na ucieczkę. Pirat nie przejął się tym zbytnio. Nacisnął kolejny przycisk na swej zbroi i przeniósł się na drugi koniec areny. Tam użył techniki Akumaitokosen.
Energia ki, skierowana na Gohana, nie odnalazła w nim ani śladu zła. Nie przejęła się tym jednak zbytnio i przeskoczyła na Trunksa. Znalazła w nim tlącą się wciąż w głębi jego ducha nienawiść do Cella i androidów, a następnie zaczęła ją powiększać. Jednak to musiało potrwać. Jedynym objawem sukcesu techniki był pot, coraz gęściej występujący na czole syna Vegety.
Wojownicy zaatakowali Narsila jednocześnie. Trunks doskoczył do niego i ciął nowszym mieczem, a Gohan użył Kamehamehy. Pirat zablokował cios brzeszczotu, jednak nie był w stanie uciec przed potężną techniką walki. Nacisnął kolejny przycisk.
Strumień energii momentalnie zmalał, a po chwili całkowicie zniknął. Syna Goku bardzo to zdziwiło. Po chwili wysłał w kierunku ścierającego się z Trunksem Narsila kolejną Kamehamehę. Jednak i ona błyskawicznie zamieniła się w maleńkie iskierki.
Gohan zdał sobie sprawę, że przepływ Ki został w statku poważnie ograniczony. Dlatego doskoczył do pirata i rozpoczął walkę wręcz. Musiał ją jednak szybko zakończyć – Narsil zadał mu swym mieczem specjalny, paraliżujący cios, po czym oddalił się o kilka metrów by swobodniej walczyć z Trunksem.
Technika Akumaitokosen zaczęła odnosić wyraźne efekty. Na oczach przerażonego brata Gotena syn Vegety padł na kolana, wypuszczając z dłoni miecze. Po chwili złapał się za brzuch. Powietrze przeciął jego wrzask, okropny, nieludzki, od którego Gohanowi zjeżyły się włosy na głowie. Po paru sekundach ciało Trunksa zaczęło pękać, aż w końcu eksplodowało w fontannie krwi.
W tej samej chwili paraliż ustąpił. Gohan rzucił się z wściekłością na Narsila. Wiedział, że nie może z nim wygrać. I wtedy przypomniał sobie o technice energetycznych kończyn.
Kosmiczny pirat był bardzo zdziwiony, gdy pięść syna Goku przebiła jego zbroję. Zadane po chwili kopnięcie próbował zablokować, jednak wyciągnięta ręka złamała się pod wpływem Ki. Narsil wrzasnął i ciął mieczem. Gohan złapał ostrze, które rozprysło się w pył.
Dalsze ciosy posypały się z niewyobrażalną prędkością, masakrując ciało Narsila, który przestał już się bronić. Syn Goku zaprzestał uderzeń dopiero, gdy był pewien, że morderca skonał.
Gohanowi nie dane było jednak święcić triumfu. Z bocznych drzwi wyszedł potężnie zbudowany mężczyzna, ubrany w bieliznę i jedzący jakąś dziwną potrawę z kwadratowego talerza. Rozejrzał się po sali i powiedział:
– Zabiłeś mego brata Narsila. Gratuluję, gratuluję. Ale wiesz, jak to jest. Osobiście nic do ciebie nie mam, ale muszę cię zabić. Rodowa wróżda. Rozumiesz, prawda? Poza tym i tak byś zginął po wygaśnięciu twojej gwiazdy.
Po tych słowach wykonał dziwną, nieznaną Gohanowi technikę. Syn Goku zdążył przed śmiercią pomyśleć, że dopiero teraz rozpoczyna się prawdziwe wyzwanie dla mieszkańców Ziemi. |