Kącik fana

Dragon Ball

Klub Fana » FanFicki » Armageddon » Część III
Armageddon
Część III
 

– Powodzenia Gohan. – Shibito wraz z Seniorem Bogów odstawił syna Goku na miejsce. Wszędzie panowała ciemność, nieprzenikniony mrok. Z niewiadomych dla wszystkich powodów siebie widzieli doskonale.

– Co ja mam robić w tej ciemnicy??

– Przeżyć... – rzekł ze stoickim spokojem Bóg Światów sprzed 15 pokoleń.

– Znaczy mam nie zwariować w tej norze bez życia?? – Mistic niepewnie odwrócił się do nich placami i zaczął się rozglądać.

– Hehe... myślisz że tu nic nie ma? Tu jest pewnego rodzaju bariera. Tylko osoba całkowicie zdecydowana może przez nią przejść i zobaczyć ten mroczy świat jak naprawdę wygląda.

– Co...? – Gohan nie był pewien co bóg chce powiedzieć

– Pokażę ci. – spokojnym krokiem zaczął iść w kierunku nieprzeniknionej czerni. Nagle zatrzymał się i zaczął dotykać czegoś ręką. – Widzisz? Tu jest bariera. Ja nie przejdę, bo nie chcę tam być. Ale jeżeli ty chcesz, to przejdziesz. – Saiyanin podszedł do Seniora i w miejsce gdzie on przed chwilą stukał palcem, włożył swoją rękę.

– ...To niemożliwe! – gorączkowo zaczął wyciągać i wkładać w tę dziwną, niewidzialną w tym mroku ścianę swą rękę. Dla udowodnienia Bóg znów postukał w barierę. Nagle ręka Gohana zatrzymała się, nie mogła już przeniknąć.

– Już nie jesteś taki zdecydowany?? – Chłopak nic nie odpowiedział. – Nie jesteś wystarczająco zawzięty? Nie chcesz pomścić rodziny...? Przyjaciół...? – dolewał oliwy do ognia – swojej miłości...? – W Gohanie coś pękło. Poczuł że nie może zawieść, że musi tam wejść i przeżyć. Przeżyć i zwyciężyć! Nie dane było mu spotkać teraz na tym świecie Gohana, Trunksa.... Videl. Tego żałował najbardziej. Dopiero teraz zrozumiał o co jej wtedy chodziło. Kochał ją. Kochał ją tak bardzo... Nie mógł darować jej śmierci.

Znów ręką dotknął bariery. Znalazła się po drugiej stronie.

– Wchodzę!

– Powodzenia Gohan! – Shibito czuł że mają szansę... Chłopak zrobił krok w przód i zniknął w czarnej otchłani. Przez chwilę nie widział nic. Nie był pewien czy oczy są zamknięte czy też otwarte. Nagle lekkie światło zaczęło prześwitywać przez powieki. Szybko otworzył oczy.

– HA!!!! – Goku wystrzelił potężny pocisk Ki w stronę przeciwnika. Vegeta jednym ruchem odbił Kamehamehę i wystrzelił Big Bang Atack w Kakarotto. On także uniknął ataku.

– Chyba w starciu na energię Ki nie możemy wyłonić zwycięzcy... – stwierdził i uśmiechnął się demonicznie. Jego długie, cienkie, złote brwi nadawały mu demoniczny wygląd. Szybko doskoczył do przeciwnika i uderzył w brzuch. Goku poleciał do tyłu, lecz szybko złapał równowagę, odbił się od ziemi i ciosem w podbródek pokazał przeciwnikowi, że to nie przelewki. Vegeta zaatakował z powietrza. Kopnięcie, szybko zablokowane. Kolejne, z drugiej nogi. Znów. Goku chciał zadać cios w korpus, został jednak szybko zatrzymany, gdyż książę Saiyan złapał jego zaciśniętą dłoń. Wykorzystał moment nieuwagi i lewą nogą kopnął go w żebra. Syn Bardocka odleciał na pewien dystans, wbijając się w wielką klepsydrę, będącą elementem budynku. Szybko wydostał się z góry piasku, która zaczęła go zasypywać. Wystrzelił pocisk Ki w stronę Vegety. Ten odleciał w górę i zaczął się utrzymywać w powietrzu. Na to liczył Goku. Zamiast także unieść się w górę, zaczął kumulować Ki. Vegeta patrzył na niego z politowaniem.

– Nie jesteś w stanie mnie pokonać! – zbieranie energii zakończyło się

– Smocze Tchnienie! ATAK SMOKA!!! – Wystrzelił do góry i prawą pięść uniósł do góry. Wokół niego w niewyraźnej postaci pojawił się złoty Shenlong.

Oczom Gohana ukazał się zdumiewający obraz. Znajdował się teraz w miejscu przedziwnym. Jakby piekło oblane smołą. Przed sobą miał czarną dróżkę wijącą się niewiadomo jak długo. Wokół wielokilometrowe pola pokryte ostrą, wściekłą czerwienią. W oddali widział mały strumyk zielonego płynu. Spojrzał w górę. Była tam jakby wielka czarna plama zamiast nieba. Była koloru identycznego jak dróżka. Jednak widział wszystko jak w dzień. Najdziwniejsze było jednak to że nikogo tu nie było. To miejsce było całkowicie puste.

Nagle wyczuł ruch. Zaczął się rozglądać. Nikogo nie było, jednak coś czuł. Niespodziewanie dostał cios w plecy. Potem następny, ale tym razem przebił mu skórę. To już był ktoś inny, miał kolce na swojej skórze. Chłopak nie miał zamiaru wyć z bólu, tylko zaczął się gorączkowo rozglądać. Nie było nikogo. "Te dupki są niewidzialne... I nie czuje ich Ki..." Zamknął oczy i skoncentrował się. Wyczuł coś. Ruch powietrza. Kolejny. I następny. Otaczały go... Kręciły się wokół niego. Trzy postacie. Wyczuł odpowiedni moment. Błyskawicznie rzucił się w lewą stronę, gdzie miał nadzieje dorwać niewidzialną istotę. Udało się. Szybkim ciosem zaatakował stwora. Trafił w, jak sam uważał, głowę. Usłyszał, okropny, rozsadzający głowę ryk. Szybko zgromadził energię w lewej dłoni i przystawił w okolicach brzucha. Wypuścił pocisk i odskoczył. Usłyszał wybuch, po chwili zobaczył przed sobą ciało. Pokryte łuskami, z licznymi kolcami na ciele ciało, z dziurą w okolicach klatki piersiowej i rozbitą głową. To coś nie miało nosa, sporej wielkości oczy, czarne z czerwonymi białkami były rozszerzone do granic możliwości. Nie żyło. Zanim Gohan dobrze przyjrzał się tej postaci, poczuł szybki, błyskawiczny ruch. Odskoczył i stanął przy ciele. Na nic nie czekając wystrzelił pocisk Ki. Nastąpił wybuch, po chwili pojawiło się kolejne martwe ciało, bez kolców. Został ostatni. Najwyraźniej zaczął uciekać, nie był cichy, było słychać tupot biegu. Nie zwlekając Mistic znalazł się przy nim i celując na oślep zaczął kopać i atakować rękami. Czuł jak robi dziury w ciele stworzenia, jedną, dwie, trzy... Kolejne ciosy kaleczyły przeciwnika, który w końcu pojawił się. Zaskoczony Gohan odskoczył.

– Gohan... – wyszeptał przed śmiercią. Potwór ten, podobny do pozostałych, różnił się jednym szczegółem. Miał twarz Videl! Przerażony Gohan szybko klęknął przy ciele. Z przerażeniem patrzył jak duże, niebieskie oczy blakną, ucieka z nich życie. Po chwili były martwe, tak jak reszta.

– Zabiłem... zabiłem ją!! – nie mógł powstrzymać łez. Nawet nie wiedział kiedy napłynęły mu do oczu. Czuł się okropnie, zrobił teraz coś, czego nie daruje sobie do końca życia. Nagle usłyszał głos.

– Nie, Gohan! To nie była Videl! – był to Kaio. – To tylko potwory przybierające postać twoich wspomnień! Odległych, tak jaki tych niedawnych!

– Co..? – zdziwiony Gohan poderwał się na równe nogi.

– Zobacz na inne potwory. – Gohan posłusznie pokiwał głową. Zdziwiony, przerażony podszedł to tego którego zabił od razu pociskiem Ki. Miał twarz Freezera! Drugi Buu.

– Więc to tylko zmory...? – ostrożnie dotknął twarzy Freezera. Nagle ciało rozprysło się. Zniknęło

– Tak. Przedstawiają wszystko czego się obawiasz, znasz, kochasz. – Kaio tą sytuacją był wyraźnie zaniepokojony.

– Hm... – zamyślił się Saiyanin. – Wiec nie będzie tak źle. To było okropnie słabe.

– Co...?! – zdziwił się Bóg Światów Północnych. – To nie są jedyne potwory. Te to płotki, prawdzie spotkasz później.

– Później...?

– Tak. Musisz iść dalej. Masz pięć dni na trening, i musisz go wykorzystać. – chłopak zamyślił się. Po chwili zacisnął pięści, i ruszył w dalszą drogę. – Czekaj! Nie mogę być z tobą dalej. Moje możliwości telepatyczne kończą się mniej więcej w tym miejscu.

– Więc do usłyszenia, panie boże. – rzekł wesoło. Po chwili namysłu dodał. – Albo żegnaj...

autor: "Hidden
 

W czasie gdy Gohan wchodził do Strefy Otchłani, panowała noc. Dlatego nic nie było widać. Strefa ta rozciągała się na kilometry w szerz i wzdłuż i dzieliła się na pewnego rodzaju poziomy nie oddzielone żadną granicą. Kiedy się rozjaśniło okazało się, że Strefa Otchłani jest ogromną górą, jest masywem gdzie jak zwierzęta, żyją potwory. Wszędzie było jednakowe ciśnienie, a powietrze było gęste, tak że trudno było oddychać. W miarę wzrostu wysokości grawitacja była mniejsza, tak więc Gohan czuł się jak na ziemi, a u podnóża gór grawitacja była 10 razy większa niż na planecie Kaio. Tak jak wspomniał Kaito potwory w miarę schodzenia na dół są coraz potężniejsze i inteligentniejsze. Lecz Gohan nie miał już odwrotu, musiał iść dalej i chciał iść dalej.

[Gdzieś w zaświatach]

Drogą gdzie wychowankowie mistrzów zaświatów trenują swoje możliwości przechodzili władcy czterech galaktyk rozmawiając i analizując spokojnie zagrożenie związane z bratem Narsila i galaktyką North Kaio-Samy.

– Vegeta i Goku trenują w RoSaT. Dają z siebie wszystko. Vegeta nawet opracował nowy poziom. Gohan jest w Strefie Otchłani, jeżeli przeżyje to będzie miał jakieś szanse z nowym przeciwnikiem. Ale nie jestem pewien czy to wszystko wystarczy – zamyślił się West Kaio-Sama

– Oby – rzekł South Kaio-Sama – ale nie sądzę, zwłaszcza, że przeciwnik czerpie siłę z samego słońca.

– Na szczęście Rou Dai Kaioshin ma jeszcze jednego Asa w swoim długim pomarszczonym rękawie – dodał optymistycznie Kaito i rozweselił atmosferę – zrobiłem się głodny, może pójdziemy coś zjeść?

Nagle koło nich wylądował podopieczny władcy południowej galaktyki.

– Co jest? – myśleli wszyscy

I znowu coś koło nich przeleciało, tym razem coś zielonego.

– Ooo Paikuchan – powiedziała władczyni wschodniej galaktyki na swoim skuterku, pokazując na drzewo złamane przez Paikuchana, gdy na nim wylądował

Podreptali dalej i osłupieli. Zobaczyli długie złote włosy i pięści, które robiły sobie z wszystkich worki treningowe.

– To są najsilniejsze dzieciaki w galaktyce – powiedział Kaito pokazując na Gotenska, który postanowił się rozerwać i potrenować trochę.

No i znowu przeleciało coś zielonego.

– Aaaaaa masz!!! Krzyczał Paulokuchan puszczając jednocześnie jakiś pocisk w stronę potężnej fuzji, z ogromną ripostą.

Gotenks chciał przyjąć na klatę atak, lecz 30 minut minęło i chłopaki rozdzielili się a pocisk poleciał gdzieś dalej niszcząc jakiś budynek.

Wokół leżeli wojownicy jedzący właśnie coś w rodzaju magicznej fasolki. Dzieciaki też tym nie pogardzili.

– A jakby tak ich wytrenować? To zwiększyło by szanse na zwycięstwo. Zapodała pomysł jedyna kobieta – władczyni.

– Nie! To zbyt duże ryzyko. Oni są za młodzi, nie potrzebnie narażać ich na ból w czasie walki z wrogiem. Niech zostaną tu przez jakiś czas i "potrenują".

– Tylko trzeba im dać jakieś porządne obciążenia bo inaczej rozniosą nam tu wszystko.

[W strefie Otchłani]

W Strefie Otchłani – zwanej też "Ciemnością", Son Gohan robił wszystko, żeby nie zginąć. Niektóre potwory wydawały się nadzwyczaj ludzkie, czasami miał wrażenie, że zabija człowieka, ale wiedział, że jeżeli nie zrobi tego z zimną krwią to zginie. Zmęczony i śpiący wiedział, iż dłuższy odpoczynek grozi wpadką w zasadzkę ponieważ kreatury były inteligentniejsze niż myślał. Umiały planować i kamuflować się. Nie wiedział ile jeszcze wytrzyma.

[2 dni później. Noc]

Gohan spokojnie śpi przy ognisku, najedzony i beztroski. Żadna istota w jego pobliżu nie śmiała się do niego zbliżyć bo wiedziała czym to grozi. Saiyanin bez problemu dwoma ruchami zabijał stwory bez zawahania. Był już on niedaleko podnóża góry, na której się znajdował. Co znaczyło, że najgorsze przed nim. Nagle wstał o świcie obudzony przez szelest drzewa nad jego głową. Coś wokół niego poruszało się niezwykle szybko. "czyżby potwory z niższego poziomu złożyły mi wizytę?" – pytał sam siebie. To coś znalazło się za nim. Gohan szybko zareagował łokciem, ale spudłował. Otaczała go mgła co jeszcze bardziej pogarszało widoczność. Istota zataczała krąg koło niego szybkim poruszaniem się, pozostawiając po sobie cień. Chłopiec skoncentrował się, wyczuł moment i zaatakował. Uderzył "to" w tors, lecz znowu znikło. Tym razem stanęło 5 metrów od niego. "Jak zdążyłem zauważyć niedaleko pada jabłko od jabłoni. Jesteś czujny jak Goku oraz równie silny Gohanie". Gohan stał sparaliżowany i nie wiedział co robić. Zadawał sobie mnóstwo pytań, na które nie mógł znaleźć odpowiedzi.

– Kim jesteś?! I skąd znasz mojego ojca?!! I skąd do cholery znasz moje imię??!

– Pokładam w tobie wielkie nadzieje, zabiłeś Narsila, ale z jego bratem nie miałeś szans. Odkąd jesteś w zaświatach zrobiłeś duże postępy, ale to nie wystarczy żeby chociażby zranić Merkusa – brata tego co pokonałeś – odpowiedział nieznajomy

Postać zaczynała iść powoli w stronę wystraszonego młodzieńca. Gohan widział, że to istota ludzka, była jego wzrostu i co najgorsze nie wyczuwał jej mocy. Pojawiło się jeszcze jedno pytanie "jak ktoś z tak małą mocą mógł dojść do tego poziomu pokonując wszystkie potwory? Chyba, że ten ktoś jest z rasy.... Nie! to nie możliwe"

Z mgły wyłoniła się postać jakby znajoma z wyglądu Gohanowi.

– Gohan, jestem ojcem Goku, a Twoim dziadkiem – odpowiedział Bardock...

autor: "Scyller
 

...tak jestem Twoim dziadkiem – powtórzył Bardock.

[Gdzieś w zaświatach]

Wpatrzeni w kryształową kulę Bogowie obserwowali trening dwóch najsilniejszych na Ziemi Saiyan. W tle słyszeli trening Trunksa, Gotena i Paikuhana.

Wtem stało się coś dziwnego, przez głowę trenujących wojowników, nawet Goku i Vegety, Bogów i najeźdźcy przebiegł pewien impuls. Coś wylądowało na Ziemi. Była to kula, podobna do tych, w której Vegeta, Nappa i Raditz przybyli na Błękitną Planetę.

– Taką moc może mieć tylko Saiyan – rzekł South Kaio-Sama.

Wszyscy Bogowie zgodzili się z nim i z zaciekawieniem spojrzeli w kryształową kulę. Ujrzeli jak kula się otwiera, z niej jakiś dym się ulatnia i wszystko przysłania. Ktoś postawił nogę na ziemi, noga była ogromna, składała się z ogromnych mięśni. "Ktoś" wystawił drugą nogę. Dym opuścił juz okolice pasa wojownika i się ulotnił.

– Ja go skądś znam – powiedział South Kaio-Sama – t...to...to B... TO BROLLY!

Bogowie się przestraszyli, Trunks, Goten i Paikuhan skończyli trening i przyszli się przyjrzeć kuli.

– Zaczyna się walka, najsilniejsi wojownicy są na Ziemi: Goku, Vegeta, przeciwko bratu Narsila. Tylko co tu robi Brolly? Będzie walczył sam czy pomoże którejś ze stron? Czyżby poczuwszy taką siłę postanowił przylecieć na Ziemię i zabić przybyszy czując się zagrożony? Dla kogo będzie walczył...? – zakończył South Kaio-Sama...

autor: desmatrix
 

W tym momencie Brolly zaczął przeobrażać się. Jego włosy zanikły, a ciało stało się mniejsze. Później wyrósł mu ogon, i Brolly przeobraził się w Frezera. Następnie stwór przyjął postać Cella, a później Piccolo Daimao. W końcu przestał się przeobrażać i przyjął postać niepozornego chłopca z figlarnym ogonkiem i nieuczesaną fryzurą. Kaio-sama oglądając to wszystko całkowicie zbladł, i nie był w stanie wymówić słowa. Gdy w końcu doszedł do siebie, Paikuhan zapytał go czy poznaje przybysza, lecz tamten nie odpowiedział. Siedział z głową złożoną na kolanach i sprawiał wrażenie jakby nie docierały do niego żadne bodźce z zewnątrz. Paikuhan położył mu dłoń na ramieniu, i wysłał Gotena po coś do picia. Gdy Koio-sama wrócił już całkiem do siebie powiedział głosem, w którym nie było żadnego wyrazu: Wszechświat jest zgubiony. Następnie opowiedział historię swego dawnego podopiecznego. Mówił że był to człowiek rasy Numenoru. Najczystszej i najdostojniejszej rasy we Wszechświecie, których planeta została zniszczona przed tysiącami lat. Rasa ta cechowała się tym że jej członkowie potrafili dowolnie zmieniać kształty, jednakże używali tego tylko dla dobra innych. Potęga ich zaś była największa ze wszystkich ras zamieszkujących galaktyki. Jednakże wybuch planety pozbawił życie wszystkich jej mieszkańców, gdyż w wyniku wybuchu powstał silnie trujący gaz na który mieszkańcy absolutnie nie byli odporni. Przeżył tylko Elendil – człowiek, który właśnie pojawił się na Ziemi w postaci małego Son Goku. Po długiej tułaczce w kosmosie trafił na planetę Kaio jako żywy, gdyż przybrał postać duszy, i w ten sposób oszukał Emmę. Kaio-sama trenował go, przez długi okres czasu, a on rósł w potęgę, której jednak ciągle było mało. Pewnego dnia wszedł do ciemności, lecz nie był w stanie się stamtąd wydostać. Cierpiał okrutnie, gdyż stwory z otchłani znały wszystkie jego słabości, a on nie był w stanie się im przeciwstawić. Błagał Kaio-samę o pomoc, której ten nie był mu w stanie udzielić. Przeklął go wtedy, i obiecał, że następni uczniowie Kaio-samy będą cierpieć w ten sam sposób. Po jakimś czasie upodobnił się do stworów z otchłani, i został ich władcą. Trenował przez tysiąc lat w otchłani i czekał na możliwość wydostania się. Teraz musiał wykorzystać to że do otchłani weszła kolejna osoba, i wydostać się stamtąd jako najbardziej mroczny ze wszystkich stworów na Ziemi. Stał się czarnym numenoryjczykiem. Zagłada z jego ręki będzie absolutna, i nikt we Wszechświecie ani w zaświatach nie jest w stanie tego przetrwać.

autor: franqey

<- Część II

<- powrót
Kącik fana ►
STRONA KORZYSTA Z PLIKÓW COOKIE: POLITYKA PRYWATNOŚCI
Anime Revolution Sprites Twierdza RPG Maker